Po wprowadzeniu normy Euro 6d Unia miała dać sobie czas na analizę efektów jej działania. Nie jest jednak tajemnicą, że urzędnicy nie mogą przestać wymyślać kolejnych skomplikowanych rozwiązań i intensywnie pracują nad nowymi przepisami. Aktualne propozycje zakładają uśmiercenie samochodów z silnikami spalinowymi, nawet tych wykorzystujących układy hybrydowe. Według Grupy Doradczej ds. Standardów Emisji, Unia powinna rozważyć zaostrzenie normy CO2 do 30 g/km. A to już poziom, który według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów, dla silników spalinowych jest technicznie niewykonalny.
Dlatego dziś rozważa się trzy warianty
Pierwszy to wydłużanie okresu obowiązywania normy 6d i delikatne zaostrzanie wymogów wraz w wprowadzeniem normy Euro 7. Drugi to intensywniejsze zaciskanie pasa, które miałoby znacznie przyspieszyć zaostrzanie norm CO2, prawdopodobnie aż do wspomnianego poziomu 30 g/km, a trzeci wariant dokłada do drugiego konieczność instalacji urządzeń, które cały czas monitorują pracę układu napędowego, a także wymuszają przejście w tryb elektryczny w określonych lokalizacjach.
Autor: Alain Rouiller
Tu trzeba zwrócić uwagę na dwa niepokojące aspekty:
Pierwszy jest taki, że permanentny monitoring układu napędowego oznacza, że samochód ma spełniać określone wymogi norm w każdych warunkach – również jadąc z pełnym obciążeniem, z bagażnikiem z rowerami na dachu, czy ciągnąc przyczepę. Musi spełniać je gdy silnik jest zimny i gdy jest rozgrzany, i gdy pracuje na niskich i wysokich obrotach. Dziś wynik jest wypadkową testów przeprowadzanych według określonych procedur. Według propozycji nowych przepisów nie może być przekroczony nigdy. Odnotowane przekroczenie zakładanej normy mogłoby oznaczać problem z uzyskaniem dopuszczenia do ruchu podczas badania technicznego.
Dodatkowe obciążenie i zwiększenie oporu powietrza nie może powodować wzrostu zużycia paliwa/emisji CO2
Drugi element, który może budzić zaniepokojenie jest taki, że nowe samochody będą wysyłać dane dotyczące emisji i swojej lokalizacji do wyznaczonych organów, które na tej podstawie będą w stanie np. monitorować realną emisję CO2 na danym obszarze. Oczywiście wszystkie dane będą wysyłane anonimowo. Do tego na podstawie lokalizacji, na wybranych obszarach pojazd będzie obowiązkowo przechodził w tryb jazdy elektrycznej – np. w centrach miast. Co jeśli taka hybryda plug-in nie będzie wystarczająco naładowana, albo jeśli utknie w korku i prąd się skończy – takimi drobiazgami jeszcze się nie zajęto.
Spokojnie, to wszystko anonimowo!
Oczywiście to wszystko dla naszego dobra
Jak podaje brytyjski Autoexpress, nowe rozwiązania przyniosą wyłącznie korzyści. Co prawda montaż urządzeń pozwalających na monitoring układu napędowego może wiązać się z wyższymi kosztami zakupu, ale nie tym nie trzeba się przejmować. Ważniejsze jest to, że teraz będzie łatwiej kontrolować stan pojazdów poruszających się po drogach, a w długim okresie przyniesie to wymierne korzyści środowiskowe.
Jeśli przepisy w takiej postaci faktycznie zostaną wprowadzone, a w międzyczasie nie dokona się jakiś szczególny postęp technologiczny w kwestii produkcji akumulatorów, czy napędu wodorowego, to bardzo możliwe, że koncerny samochodowe wyniosą się z produkcją i sprzedażą do części świata, w których łatwiej będzie im zarobić pieniądze. Pozamykają fabryki i zostawią Europę ze starzejącą się flotą samochodów spalinowych i zbyt drogich dla przeciętnego użytkownika aut elektrycznych. A my będziemy jeździć albo elektrykami, albo #zawszegratem.