Źle się czujesz i jesteś chory? Zamiast podać ci lekarstwo, przydzielimy ci trzech ludzi, żeby cię pilnowali. Tak mogę skomentować plan postawienia sześciu fotoradarów na moście Poniatowskiego w Warszawie. Ale zanim do tego przejdziemy, trochę tła historycznego.
Fotoradary na moście Poniatowskiego
Konieczność „zróbmy coś z tym mostem” stała się niezwykle paląca po śmiertelnym wypadku, do jakiego doszło tu we wrześniu 2018 r. Wypadek był tragiczny, rowerzystka omijała pieszych i przewróciła się na jezdnię dokładnie pod jadący samochód. Niestety zginęła. Bezsensowna śmierć. Śledztwo jednak wykazało, że kierowca nie miał żadnych szans zareagować, choć jechał z przepisową prędkością. Zdarza się i tak. Po wypadku oczywiście aktywiści podnieśli larum że kierowcy-zabójcy-mordercy, wiadomo, standardowe pokwikiwania nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Efektem jest postawienie sześciu fotoradarów, na moście, na którym bardzo mało kto jedzie szybko, bo po prostu za bardzo się nie da. Podczas gdy znacznie lepsze efekty dałoby – ale byłoby znacznie droższe – przebudowanie tego mostu tak, żeby był wygodny dla rowerzystów i komunikacji zbiorowej, a mniej wygodny dla kierowców aut prywatnych.
Teraz to ja brzmię jak aktywista, ale taka jest prawda
Żadne fotoradary, nawet ustawione co 5 metrów, nie zmienią tego, że na moście Poniatowskiego:
-
nie ma drogi rowerowej w żadną stronę
chodniki są wąskie, a miejscami koszmarnie wąskie
nie ma żadnego powodu, żeby miał aż po dwa pasy dla samochodów w każdą stronę.
Unikam go jeżdżąc samochodem, a już jeżdżąc rowerem uciekam od niego jak najdalej. To naprawdę nieprzyjemne miejsce do jazdy rowerem oraz dodatkowo niebezpieczne. Jeszcze tam, gdzie nie ma buspasa, można jechać jezdnią, ale tam gdzie wyznaczono buspas, trzeba jechać jezdnią i lewym pasem jednocześnie. Spróbujcie wyobrazić sobie reakcje kierowców na prawidłowo (!) jadącego rowerzystę. I co mnie jako rowerzyście funduje prezydent Rafał? F O T O R A D A R Y.
A jak powinno być?
Zupełnie inaczej. Narysowałem przekrój mostu Poniatowskiego w mojej wymarzonej wersji. Przekrój czy może rzut z góry, nie wiem, wszystko jedno, wiecie o co chodzi.
Spokojnie, już objaśniam
W stronę Pragi zostaje tak jak dawniej. Dwa pasy, w tym jeden buspas.
W stronę centrum wywalamy w ogóle ruch samochodów prywatnych. Nie ma, koniec. Chcesz jechać do centrum – no trudno, kombinuj. Tylko autobusy i motocykle (te drugie mogą już jeździć po buspasach w Warszawie). Taksówki też bym wywalił, ale to niemożliwe, więc zostają na buspasie w stronę centrum. Niepotrzebne są zatoki autobusowe. Obok robimy dwukierunkową, szeroką drogę rowerową oddzieloną krawężnikiem od buspasa i wciąż zostaje miejsce na chodnik. Całość wymaga przemalowania, postawienia innych znaków i paru gumowych separatorów. I bęc, gotowe, wszyscy zadowoleni oprócz kierowców jadących z ronda Waszyngtona do centrum. Bardzo mi przykro, nie wszystkim się dogodzi.
A fotoradary mogą sobie zostać, już widzę jak autobus na moście przekracza 50 km/h.
To już koniec wpisu, możecie zaczynać lincz.