Wyobraźmy sobie, że właściciel auta spalinowego – czyli na przykład ja, ty albo twój kolega – podjeżdża na stację benzynową. Dystrybutor działa prawidłowo, kolejne cyfry pojawiają się na ekranie, ale wąż jest dziurawy. Benzyna leje się na ziemię, natychmiast paruje, a do baku trafia mniej paliwa niż powinno. Niestety, kasjer każe zapłacić za wszystko – łącznie z tym, co się wylało. Kłótnia gotowa, prawda?
W przypadku aut elektrycznych występuje podobna sytuacja.
Tutaj – oczywiście – nic się nie wylewa, ale energia, za którą płaci kierowca, a ta, która faktycznie trafia do samochodu, to zupełnie inne sprawy. Straty sięgają nawet jednej czwartej.
Pokazuje to raport ADAC
W zestawieniu przygotowanym przez niemieckich specjalistów pokazano piętnaście modeli samochodów elektrycznych wraz z procentową różnicą między danymi „z ładowarki” i tym, co naprawdę trafiło do samochodu.
Najlepiej wypadła Kia e-Niro. Tutaj różnica to „tylko” 9,9 proc. Nieźle prezentują się także: BMW i3 120 Ah, Kia e-Soul i Hyundai IONIQ Electric (12,2-12,3 proc.). W zakresie między 14 a 16 proc. znalazły się: Audi e-tron, Mini Cooper SE, VW e-Up! i Mercedes EQC. Wyższe straty miały miejsce podczas ładowania Jaguara i-Pace, Nissana Leafa, Tesli Model 3 w wersji Standard Range i Renault Zoe R110 (od 17,4 do 18,4 proc.).
Jak wygląda niechlubne podium? Największe straty zauważono podczas pomiarów standardowego Renault Zoe (19 proc.), elektrycznego Seata Mii i Tesli Model 3 w wersji Long Range. Ten ostatni samochód traci aż 24,9 proc. energii, która miała trafić do jego akumulatorów! To oznacza, że samochód „dostaje” zaledwie 75 proc. tego, za co kierowca musiał zapłacić. To tak, jakby zużywał o jedną czwartą więcej prądu.
Co się w takim razie dzieje z tą energią?
Można powiedzieć, że posłużyła do… ogrzania atmosfery. Ładowarka pobiera z sieci prąd zmienny, a do akumulatorów trafia stały. Stąd straty – odpowiada za nie prostownik.
Temat nie jest nowy i zauważa go większość właścicieli „elektryków”. Na forum właścicieli Tesli wątek na ten temat pojawił się jeszcze w 2012 roku. Według danych technicznych auta, efektywność ładowania wynosi zwykle 92 proc (czyli straty to tylko 8 proc), ale posiadacze tych aut oceniają, że tak naprawdę wynik jest bliższy 80 proc – choć zależy od typu ładowarki.
Raport ADAC: wnioski
Zestawienie niemieckiego instytutu może być kolejnym argumentem dla tych, którzy są przeciwnikami elektromobilności i uważają, że auta elektryczne wcale nie są dobre dla środowiska. W końcu od 10 do 25 proc. cennej energii – często wytworzonej w mało ekologicznej elektrowni węglowej – marnuje się podczas ładowania. Ciekawe, czy kwestia „efektywności ładowania” będzie w najbliższych latach dopracowywana. Przydałoby się.