200 zł za każde ładowanie. PGE wybrało kontrowersyjny sposób rozliczania

0
389

Póki rynek samochodów elektrycznych raczkuje, raczkuje też system rozliczania opłat za tankowanie prądu. Dziś, żeby sprawnie poruszać się samochodem elektrycznym po kraju, najlepiej jest mieć cały zestaw kart, pozwalających na rozliczanie się z różnymi operatorami. Producenci samochodów i dostawcy energii coraz częściej opracowują programy, w ramach których jedną kartą można ładować się praktycznie wszędzie i rozliczać z dostawcą usługi, który rozliczy się z poszczególnymi operatorami.

Jednak póki ten model nie stanie się popularny, wciąż trzeba będzie bacznie przyglądać się, gdzie można się podpiąć. Niestety wciąż nie da się też podjechać do dowolnej stacji i po prostu zapłacić za zużyty prąd kartą płatniczą. Trzeba założyć konto, mieć co najmniej apeczkę, a częściej specjalną kartę oraz konto, do którego podpina się kartę płatniczą itd.

Trzeba się spodziewać, że wraz ze wzrostem popularności samochodów elektrycznych, spadać będzie liczba przywilejów dla tych, którzy już z nich korzystają.

Szwedom już brakuje miejsc do ładowania, w Norwegii użytkownicy elektryków stracili przywilej darmowego parkowania, a u nas kolejni operatorzy kończą z darmowymi ładowarkami. GreenWay pobiera opłaty już od 2018 r., kasować zaczął też Tauron czy Lotos. Od dziś na wybranych ładowarkach opłaty zaczęło pobierać PGE.

Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to:

200 zł za każde ładowanie. PGE wybrało kontrowersyjny sposób rozliczania

To zrzut ekranu, który publikujemy za zgodą jego autora, użytkownika samochodu elektrycznego, który dziś podjechał do ładowarki PGE w Siedlcach i po raz pierwszy musiał zapłacić za ładowanie. Nie zaskoczył go fakt konieczności poniesienia opłaty, ale kwota, jaką zablokowano na karcie. Według cennika PGE koszt ładowania powinien się zamknąć w kwocie 50 zł, tymczasem operator zablokował na koncie kwotę 200 zł. Na marginesie – PGE jeszcze nie opracowało aplikacji do obsługi ładowania, trzeba to robić za pośrednictwem strony internetowej.

To nie pomyłka – tak działa system rozliczeń PGE.

Zgodnie z regulaminem świadczenia usługi:

przed rozpoczęciem świadczenia Usługi, na karcie płatniczej Użytkownika jest blokowana kwota w wysokości: a. 200 zł w przypadku korzystania z Ładowania szybkiego; b. 100 zł w przypadku korzystania z Ładowania AC.

Oczywiście PGE nie zabiera tej kwoty na zawsze.

Jeden z kolejnych punktów regulaminu mówi, że:

Po wykonaniu Usługi Usługodawca dokonuje rozliczenia płatności – różnica między zablokowaną na karcie kwotą (wskazaną w punkcie 8 powyżej) a wyliczoną wartością brutto Usługi wskazaną na potwierdzeniu lub fakturze, jest zwalniana poprzez system po zakończeniu ładowania.

Co jednak ważne,

Termin zwolnienia środków na koncie Użytkownika uzależniony jest od banku wystawiającego kartę.

Następnie dodano, że „zwykle jest to w tym samym dniu”, ale niepokoi uzależnienie terminu od instytucji zewnętrznej. I o ile pewnie zwykle nie jest to problem, trzeba się mieć na baczności, wybierając się np. na weekend na drugi koniec Polski. Każde kolejne podłączenie do płatnej stacji PGE oznacza blokadę kolejnych 100 lub 200 zł (w zależności od wybranego sposobu ładowania). Jadąc za szybko/za daleko/z akumulatorem o niewielkiej pojemności, można nieopatrznie zablokować sobie na karcie okrągłą sumkę. Jeżeli faktycznie niewykorzystane środki będą wracać tego samego dnia – nie powinno być kłopotu, ale jeśli z opóźnieniem – po którymś z kolei ładowaniu można mieć niespodziankę.

To nie jest standardowe rozwiązanie stosowane przez wszystkich operatorów. Ci, z których usług zdarzało mi się korzystać, pobierali z karty opłatę po zakończeniu ładowania, nie robiąc wcześniej żadnych blokad.

Nie zniechęcamy do korzystania z usług PGE

Świetnie, że przybywa punktów ładowania, to logiczne, że operatorzy chcą na nich zarabiać. Zachęcamy tylko do zapoznania się z regulaminem, żeby nie popsuć sobie jakiegoś wakacyjnego wypadu za miasto.