Od dawna mówiło się, że rok 2020 będzie druzgoczący dla producentów samochodów. Pandemia koronawirusa spowodowała zapaść zapotrzebowania na nowe samochody. Kolejne lockdowny wprowadzane przez różne państwa, niepewna sytuacja na rynku pracy i praca zdalna spowodowały, że nowy samochód spadł daleko na liście priorytetów. Im bliżej końca roku, tym znamy pełniejszy obraz dramatycznej sytuacji na rynku. Zanim wpadniemy w entuzjazm, że dobrze tak tym zachłannym producentom, to warto przypomnieć, że spadki sprzedaży odbijają się najbardziej na szarych pracownikach zatrudnionych przy produkcji aut. Skoro samochody się nie sprzedają, to należy zmniejszyć zatrudnienie. Gospodarka to system naczyń połączonych, więc gdy jeden segment cierpi, pociąga za sobą kolejne sektory. Prezesi dostaną trochę mniejsze premie, a pracownicy zasiłek dla bezrobotnych. Wszystko dlatego, że jak mówią, komuś w Chinach nie chciało się dogotować nietoperza.
Sprzedaż samochodów w Europie spadła o jedną czwartą
Rok temu w okresie od stycznia do listopada zarejestrowano 12 milionów nowych aut. W tym tylko 9 milionów. Sam listopad przyniósł spadek o 12 proc. w stosunku do zeszłorocznego listopada. Jako powód spadku wskazywana jest druga fala koronawirusa i kolejne ograniczenia wprowadzane przez rządy. Cztery największe europejskie rynki zaliczyły znaczne spadki w listopadowych rejestracjach. Największy odnotowano we Francji, gdzie sprzedaż spadła aż o 27 proc., za nią podąża Hiszpania z prawie 19 proc. Na ich tle 8 proc. spadku we Włoszech, czy 3 proc. w Niemczech wyglądają bardzo delikatnie. Ale to nic, gdy spojrzy się na wyniki dotyczące 11 miesięcy. Hiszpanie kupili aż 35 proc. mniej aut niż rok temu. Włosi 29 proc. Francuzi 26 proc., a Niemcy 21. Tragiczną sytuację w 2020 roku doskonale pokazuje poniższy wykres.
źródło wykresu: ACEA
Nikt nie wyszedł z walki z koronawirusem bez szwanku
Wyniki poszczególnych producentów za listopad są niezbyt ciekawe, ale za to pełny obraz zniszczeń dają liczby za okres od stycznia do listopada. Najwięcej stracił Smart, bo aż 77 procent. W zeszłym roku na produkt tej marki zdecydowało się 91 tys. klientów. W tym tylko 20 tys. Drugie miejsce z 50-procentowym spadkiem zanotował Jaguar. W 2020 roku zarejestrowano tylko 16 tysięcy aut tego producenta. Trzecie miejsce na liście przegranych z 43-procentowym spadkiem należy do Opla. Zaliczył spadek z 614 tysięcy sztuk do poziomu 349 tysięcy. Tuż za nim podąża Mazda. Na jej samochody zdecydowało się 42 proc. klientów mniej niż rok temu. W liczbach przekłada się to na 105 tys. sztuk w porównaniu do 182 tys. w zeszłym roku. Inni producenci zanotowali mniejsze spadki. Volkswagen 27, Skoda 16, a Dacia – 30 proc.
Nawet ona ucierpiała
Jak zwykle najlepiej radzą sobie marki luksusowe. W nich spadki są najmniejsze. W Porsche to ledwie 12 procent, BMW 16, Mercedes 15, a Audi 20 procent. Nie wiem, czy powinien do tej kategorii zaliczać markę DS, bo jej luksus polega głównie na deklaracji producenta, ale niech stracę – marka zanotowała 12 proc. spadku. Lexus stracił 19 procent klientów.
Sprzedaż samochodów w Europie w 2021 roku nie będzie dużo lepsza
Nie ma co się łudzić, sytuacja nadal się nie poprawia. Nadchodzi trzecia fala koronawirusa. Niemcy deklarują, że ich obostrzenia potrwają co najmniej do kwietnia. Dodatkowo od stycznia nowa norma Euro 6d też będzie miała wpływ na sprzedaż. Podejrzewam również, że ta norma będzie odpowiedzialna za nagły skok rejestracji w grudniu 2020 r. Stanie się tak ponieważ na placach producentów zalega około 600 tysięcy aut, których nie będzie można sprzedać jako nowych w 2021 roku. Dlatego dealerzy będą zmuszeni zarejestrować je na siebie jeszcze w 2020 roku, żeby w przyszłym roku sprzedać je jako już zarejestrowane. To jedyny sposób na ominięcie zakazu sprzedaży aut, które nie spełniają tej normy. Strach się bać tego, co przyniesie nowy rok.