Branża motoryzacyjna przeżywa ciężki okres. Klienci wstrzymują się ze zmianą samochodów, lub w ogóle z niej rezygnują. To zaczyna odbijać się na cenach, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Kolega, który zajmuje się handlem autami z Niemiec ostatnio regularnie podsyła mi interesujące oferty z dobrze wycenionymi egzemplarzami. Zdarzają się okazje.
Ale czy można wybrać się teraz po auto do Berlina albo do Frankfurtu?
Załóżmy, że na Mobile.de, Autoscout24.de lub którymś z podobnych portali znaleźliśmy samochód, który spełnia nasze wymagania. Atrakcyjnie wygląda i nie jest drogi. Przed epidemią sprowadzanie wozu zza Odry nie stanowiło żadnego kłopotu, codziennie robiło to mnóstwo zarówno klientów prywatnych, jak i przedsiębiorców. Jak jest teraz? Najpierw spójrzmy na sytuację okiem nabywcy, który nie prowadzi działalności gospodarczej związanej z autohandlem i chce po prostu kupić pojazd dla siebie.
Uwaga – w tekście przedstawiono informacje aktualne na 6.04.2020 r.
Przekraczanie granicy nie jest zabronione.
Granica polsko-niemiecka nie została zamknięta. Trzeba tylko zwrócić uwagę na to, że na przejściach granicznych przywrócono kontrole graniczne, więc mogą tworzyć się kolejki.
Ale taka wyprawa wiąże się z problemami. Pierwszy z nich może pojawić się tuż obok naszego domu, gdy policjant wyjdzie na drogę z lizakiem i zada pytanie o cel podróży.
Jak wiadomo, przepisy związane z zakazem przemieszczania się są nieprecyzyjne. Wiele zależy tu po prostu od indywidualnej interpretacji policjanta. Teoretycznie, salony samochodowe są otwarte i nie zabroniono kupowania samochodów. Policjant może jednak stwierdzić, że nasza podróż nie jest „niezbędną czynnością dnia codziennego”. A skoro jedziemy prywatnie, nie możemy się bronić, że jesteśmy w pracy.
Załóżmy jednak, że po drodze nie spotkaliśmy kontroli, wytłumaczyliśmy się jakoś albo policjant miał dobry humor. Zakaz przemieszczania się to niejedyny kłopot, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć.
Pamiętajmy o kwarantannie.
Trwa 14 dni i musi się jej poddać każdy, kto przyjechał zza granicy, chyba że jest zawodowym kierowcą i wjechał do Polski w związku z wykonywaniem obowiązków służbowych. Nie ma taryfy ulgowej – tuż po wprowadzeniu tych przepisów głośna była sprawa mężczyzny, który zagapił się i niechcący wjechał do Niemiec. Zawrócił 200 metrów za granicą, ale i tak nie mógł później przez dwa tygodnie wychodzić z domu. Od niedawna obowiązkową kwarantanną objęte są także osoby mieszkające z kimś, kto wrócił z innego kraju.
To oznacza, że prywatny klient, który przywiezie sobie samochód z Niemiec, przez dwa tygodnie nie może się nim nacieszyć. Ani on, ani inni domownicy nie mogą wtedy pracować, jeśli nie robią tego zdalnie. Co więcej, według najnowszych doniesień Die Welt, Niemcy wprowadziły obowiązkową kwarantannę także dla osób przyjeżdżających z Polski (z wyjątkiem m.in. pracowników przygranicznych, kierowców, a także osób, które podróżują w celach biznesowych).
Załóżmy jednak, że kogoś to nie zniechęca. To chyba oznacza, że samochód z ogłoszenia musi być prawdziwą okazją… Czy to już koniec problemów? Niestety nie.
Do Niemiec trzeba jakoś dojechać.
Przed epidemią osoby jadące po samochód za Odrę często prosiły o pomoc kolegę czy kogoś z rodziny, by „robił za kierowcę”. W pierwszą stronę jechało się jednym samochodem, z powrotem dwoma. Dziś o chętnego może być ciężko z powodu strachu przed wirusem i niechęci do odbywania kwarantanny. Trudno się dziwić.
Czy w takim razie można zdać się na transport publiczny? Pociągi nie jeżdżą, samoloty nie latają. Pozostają autobusy, ale też nie do końca – większość przewoźników zawiesiła swoje kursy. Można próbować przekraczać granicę pieszo i szukać komunikacji miejskiej po niemieckiej stronie. Nie będzie łatwo.
Podsumowanie tej części tekstu jest następujące: sprowadzenie samochodu z Niemiec z punktu widzenia osoby prywatnej, która chce osobiście wybrać się po auto, jest obecnie właściwie niemożliwe. Odradzamy.
Spójrzmy na sprawę z perspektywy człowieka zawodowo zajmującego się handlem.
Tutaj sprawa jest już prostsza, bo podróżowanie w celach służbowych nie jest zabronione, a niemiecka kwarantanna wjazdowa nie dotyczy osób jeżdżących biznesowo. Tyle że w przypadku powrotu samochodem na kołach, kierowca i pasażerowie (o ile są), także podlegają polskim przepisom o kwarantannie – nawet jeśli przekraczając granicę byli „w pracy”.
Dlatego zarówno dla klientów prywatnych jak i firmowych, jedyną sensowną opcją staje się transport lawetą. Ktokolwiek chce teraz kupić samochód z Niemiec, powinien zlecić przywiezienie go osobie, która zawodowo zajmuje się transportem pojazdów i ma w PKD swojej firmy odpowiedni wpis. Taki kierowca – jako zawodowy – nie będzie musiał poddawać się żadnej kwarantannie i nie powinien być niepokojony przez policjantów pytających go o cel wyprawy.
Rynek tego typu przewozów ma się nieźle. Na Facebooku można znaleźć wiele grup, na których właściciele lawet oferują swoje usługi, a klienci zgłaszają zapotrzebowanie na transport danego auta z niemieckich miast do Polski. Ceny zaczynają się od kilkuset złotych, ale koszt zależy od wielu czynników. Nie tylko od odległości i wymiarów wiezionego samochodu, ale i od tego, czy „laweciarz” musi jechać specjalnie po dany towar, czy też zabiera go po drodze, przy okazji – a w innym wypadku wracałby na pusto.
Tak czy inaczej, oferty przewozów pojawiają się codziennie. Przed skorzystaniem z którejś z nich warto tylko się upewnić, czy kierowca ma dobre opinie, odpowiednie uprawnienia i ubezpieczenie na wystarczającą sumę obejmujące ładunek.
Pozostają jeszcze przeszkody formalne.
Zakup auta w Niemczech nie polega tylko na zapłaceniu i załadowaniu samochodu na lawetę. Należy jeszcze odwiedzić tamtejszy urząd komunikacji, czyli KFZ-Zulassungsstelle, w celu uzyskania tymczasowych tablic „wywozowych” lub wyrejestrowania auta i załatwienia niezbędnych dokumentów.
Czy tamtejsze urzędy działają? Niestety, nie da się udzielić na to pytanie innej odpowiedzi niż „to zależy”. Niemiecki rząd nie ustalił jednoznacznie, czy takie placówki mogą kontynuować działalność. To oznacza, że decyzja należy do włodarzy każdego z landów. Na tę chwilę sytuacja wygląda tak, że część urzędów nie pracuje w ogóle, część tylko w skróconych godzinach i przy zachowaniu zwiększonych środków ostrożności, a część robi to tylko przez internet (system i-KFZ) lub przez telefon. Niektóre przyjmują interesantów, ale dopiero po wcześniejszym umówieniu się. Kupującemu nie pozostaje nic innego, jak tylko sprawdzić w Google, jak (i czy w ogóle) działa urząd w pobliżu miejsca postoju jego wymarzonego pojazdu.
Problem może pojawić się także w Polsce. Jak wynika z raportu przygotowanego przez stronę polskiautohandel.pl, aż 75 proc. polskich Wydziałów Komunikacji nie rejestruje obecnie aut używanych. Spośród badanych placówek, 54 proc. w ogóle nie prowadzi rejestracji pojazdów, a 21 proc. rejestruje, ale tylko samochody nowe. Tu także nie pozostaje nic innego, jak sprawdzić, jak miewa się nasz WK. Na pocieszenie – wydłużono czas na rejestrację auta sprowadzonego ze 30 do 180 dni.
Podsumowując, sprowadzanie samochodu z Niemiec teoretycznie jest możliwe, ale na kupującego czeka wiele problemów, nie tylko z późniejszą odsprzedażą wozu w trudnej sytuacji rynkowej. Uważajcie na siebie. A póki co, najlepiej siedźcie w domu.