I chyba dokładnie tak, jak mogliby tego chcieć klienci – przynajmniej sądząc po internetowych opiniach.
Kia Stinger – od teraz tylko z V6
3.3 V6 T-GDI, 370 KM, AWD, 5,5 s do setki, automatyczna, 8-stopniowa przekładnia. Koniec. Tak wygląda pełna lista dostępnych układów napędowych w Stingerze po liftingu. Żadnych czterocylindrowców, żadnych 2.2 CRDI. Prawdziwe auto sportowe/usportowione/Gran Turismo powinno mieć wielocylindrową benzynę pod maską. No i teraz ma, a nie bawi się w jakieś 150-konne diesle z manualami.
Jasne, może zakładać, że po prostu tylko ta wersja się sprzedawała i nie było sensu trzymać bardziej rozbudowanej gamy, ale może trzymajmy się pierwszej wersji, bo jest bardziej poetycka.
Cena? Prawie bez zmian (sprawdziłem, dobra)
239 990 zł – tyle trzeba zapłacić za właściwie w pełni wyposażonego Stingera. Z tym V6, automatem i 370 KM pod maską. Dla porównania, klasa C w wersji limuzyna, również z V6 i AWD, kosztuje co najmniej 254 200 zł i jest tak wyposażona, że gdyby tylko jeszcze choć trochę wypadało, to z tyłu okna otwieralibyśmy korbami. Nie wspominając już o tym, że Stinger – przynajmniej z zewnątrz – jest autem o co najmniej segment większym niż klasa C.
BMW? Za nową 4-kę z sześcioma cylindrami (M440i xDrive) trzeba zapłacić na start zapłacić prawie 310 000 zł. Alfa Romeo? Żeby mieć w Giulii V6, musimy wydać minimum 399 900 zł – i to na tylnonapędową, raczej bardziej hardkorową odmianę Quadrifoglio. Audi A5 Sportback? He-he, jakie panie 6 cylindrów. No chyba że w S5, ale to wtedy diesel (za 337 000 zł). Benzynę możemy lać do RS5 – startującego od pułapu 423 300 zł.
Co oczywiście nie oznacza, że to najtańsze konie czy cylindry na polskim rynku. W obu kategoriach dalej wygrywa bezapelacyjnie Mustang, gdzie za 232 810 zł mamy wersję GT z automatyczną przekładnią i 450-konnym V8. Trudno pobić taką ofertę. Tańsze – odrobinę – są też np. konie mechaniczne w mniejszej klasie A 45 (tej bez S). Za 239 900 zł (czyli 90 zł mniej) dostajemy 387 KM, 4 sekundy do setki, AWD i automatyczną przekładnię.
I auto kompaktowe, zamiast gran turismo. Ach, do tego wyposażone… podstawowo.
Wersje wyposażenia? Pełen wybór. Znaczy jedna.
Niestandardowe jak na dzisiejsze czasy, chociaż raczej zrozumiałe, biorąc pod uwagę popularność Stingera. Od teraz jest on dostępny w Polsce w całej jednej wersji wyposażenia. Koniec. Nic więcej.
Jeśli chcemy coś więcej, to możemy dokupić jeden z trzech pakietów – Prestige Line (głównie dodatki z zakresu bezpieczeństwa za 5000 zł), tapicerkę Nappa (3000 zł, wentylowane fotele, dwa kolory do wyboru) i dach panoramiczny (4000 zł i ok, to nie jest pakiet). Dopłaty wymagają też lakiery – 3000 zł za perłowy lub metalizowany i 4000 zł za High Chroma Red. Felgi? Jedne do wyboru. 19 cali i do widzenia.
To tyle. Reszta w standardzie. Lubię takie cenniki, jeśli chodzi o ich opisywanie w tekście.
Kolory? Nie same szare!
W sumie do wyboru jest 10, z czego jeden jest srebrny, jeden szarawy, jeden biały, a jeden to przecudowny i najlepszy na świecie Ceramic Silver. Ale spokojnie – jest też i niebieski w dwóch wydaniach. Jest zielony (dostawy od marca 2021 r.), czerwony i pomarańczowy.
To teraz tylko czas zamienić „jeździłbym” na „poszedłem i kupiłem”.
Bo to akurat ta jedna rzecz, która Stingerowi nie wychodzi. Nie wiem, może klientom idącym po ten model udaje się w salonie wcisnąć do głowy, że lepiej będzie kupić Sorento albo Proceeda? Albo kupującym niekoniecznie zależy na ładnie gadającym V6?
W każdym razie Kia Stinger sprzedaje się mocno tak sobie, przynajmniej na terenie Europy. Wiem, wiem, to miał być model robiący marce opinię i wcale nie musiał być hitem sprzedażowym, ale 3600 egzemplarzy rocznie? Z podlinkowanych danych wynika, że przez 3 lata na rynku nie sprzedało się nawet 10 000 egzemplarzy tego modelu.
Dla porównania Alfa Romeo Giulia (czyli chyba najbardzej bezpośredni konkurent z kategorii niszowej) znalazła ponad 10 000 nabywców tylko w zeszłym roku. Często wyśmiewany DS sprzedał w tym samym czasie niemal 28 000 egzemplarzy swojego DS7. Ford sprzedał 10 000 Mustangów. Porsche sprzedało ponad 7200 jednak ultra niszowych (przez swoją mikrą praktyczność) 718. Nawet Alpine sprzedało prawie 4400 sztuk A110.
Coś chyba tutaj poszło trochę nie tak. Choć z drugiej strony, tak unikatowe auto w takiej cenie? Chyba tylko Jaguar XF Sportbrake na amerykańskiej ziemi będzie większym rarytasem.