Producenci chcą odsunięcia restrykcyjnych norm emisji CO2, bo koronawirus. Mam inny pomysł

0
340

Na początek wyjaśnienie: samochody sprzedawane w Europie od 2020 r. nie mogą emitować więcej niż 95 g CO2 na kilometr, w przeciwnym wypadku producenci będą płacić surowe kary – nawet 95 euro za każdy gram przekroczenia. Była jednak furtka, która pozwalała obniżyć łączną średnią emisję dla gamy i ta furtka nazywa się „superkredytami emisyjnymi”. Chodzi o to, że sprzedając samochód, który emituje poniżej 50 g CO2 na km można go liczyć jak dwa samochody. To taka zachęta, żeby pchać więcej „czystych” aut, zwłaszcza tych zupełnie bezemisyjnych, a przy okazji pewien ratunek dla tych, którzy ze spełnieniem nowych wymogów mają problemy. Czyli dla wszystkich, poza Toyotą.

Producenci chcą odsunięcia restrykcyjnych norm emisji CO2, bo koronawirus. Mam inny pomysł

Jest jednak haczyk

Tylko w tym roku jeden sprzedany „czysty” samochód liczy się jak dwa. W przyszłym roku jak 1,67 auta, a za dwa lata – jak 1,33 auta. Zatem 2020 r. to jedyny, w którym na sprzedaży aut niskoemisyjnych można realnie „zarobić”. Piszę to w cudzysłowie, bo zarobek oznacza tu uniknięcie kary – zawsze to jakaś korzyść. W 2021 r. będzie to już dużo trudniejsze, w 2022 r. niemal niemożliwe, a potem superkredyty znikną w ogóle. Jednak z uwagi na zamknięcie salonów i zaprzestanie produkcji nowych samochodów w Europie sprzedaż gwałtownie spada. W kwietniu można pewnie liczyć na spadek rzędu 90% względem kwietnia 2019, maj nie zapowiada się lepiej, może – przy pomyślnych wiatrach – coś się ruszy w drugiej połowie roku. A to oznacza stratę najlepszego czasu z superkredytami i zapewne brak możliwości zmieszczenia się w limicie 95 g/km.

Producenci i dilerzy zatem proszą

Napisali list do Komisji Europejskiej, w którym wyłuszczyli sprawę i proszą o przesunięcie lub złagodzenie nowej normy, a jeśli nie, to przynajmniej o wydłużenie obowiązywania superkredytów w obecnej postaci, bez redukcji ich wartości w przyszłym roku. Trochę ich rozumiem, bo nikt nie chce przecież płacić kary, zwłaszcza jeśli nie mógł spełnić narzuconych wymogów nie z własnej winy. To tak jakby dostać dwóję z egzaminu, bo profesor nie wpuścił nas do sali. Co więc powinna zrobić w odpowiedzi Komisja Europejska?

Producenci chcą odsunięcia restrykcyjnych norm emisji CO2, bo koronawirus. Mam inny pomysł

To oczywiste, zaostrzyć normy i to natychmiast

Skoro sytuacja jest jaka jest, sprzedaż aut leży, nowe nie są produkowane – to idealny moment, żeby powiedzieć „po pandemii nie wracacie już do aut spalinowych. Koniec, to wszystko”. I wprowadzić zasadę, w myśl której karę płaci się nie za każdy gram CO2 powyżej 95 g/km, a po prostu za każdy. Wtedy dokona się szybkie i wymuszone przejście na elektromobilność. Jak na razie idzie ono strasznie opornie, a tu mamy dobra okazję żeby powiedzieć „teraz albo nigdy” i po prostu nakazać ją odgórnie. Skoro producenci samochodów i tak lecą na dno, to co za różnica czy będą się odradzać i odbudowywać na autach spalinowych, czy elektrycznych? Dla nich niewielka, a dla środowiska – duża. Obawiam się jednak, że mój list do Komisji Europejskiej w sprawie przyspieszenia wymuszonego przejścia na elektryczność mógłby nie spotkać się z dostatecznym zrozumieniem. No trudno – nie spodziewam się również zrozumienia KE dla problemów producentów i dilerów. Zawsze można przecież powiedzieć „jak się nie podoba, to wyjdźcie z Europy i idźcie sprzedawać wozy gdzie indziej”. Można już nawet utworzyć listę producentów, którzy skorzystali z tej porady.

Producenci chcą odsunięcia restrykcyjnych norm emisji CO2, bo koronawirus. Mam inny pomysł