O co w ogóle chodzi? O to, że Mahindra w 2021 r. ma zamiar zelektryfikować indyjską motoryzację za sprawą najtańszego pojazdu z napędem elektrycznym jaki można sobie wyobrazić. Będzie to Mahindra Atom zbudowana według zasady 90-50-20. Zasięg 90 km przy prędkości 50 km/h i mocy 20 KM. Na pokładzie mają się zmieścić cztery osoby. Nie no, dobra, pięć. Pięć i dziecko. Pięć, dziecko i pies. Pięć, dwójka dzieci na dachu i dwa psy. Dobra, może być siedem, Rajesh, ty tesh się zmieścisz!
Ładny
Mahindra Atom przywołuje wspomnienia z Tatą Nano
Nie każdy chce mieć wspomnienia z Tatą, a już na pewno nie ci nieliczni polscy klienci, którzy zdecydowali się na samochód tej marki. Opinie o ich awaryjności były miażdżące. Najmniejszy i najtańszy model Nano nigdy do Europy nie trafił, ale nawet na Indie okazał się za słaby i pozostał jedynie ciekawostką, nie dokonując żadnych szkód w hegemonii Maruti-Suzuki na tamtejszym rynku. Mahindra oczywiście marzy, że uda się to jej z Atomem, który będzie kosztował w założeniu jedyne 3500 dolarów – najtaniej spośród wszystkich samochodów elektrycznych dostępnych na świecie.
Z wyglądu Mahindra Atom kojarzy mi się z takim łóżeczkiem dziecięcym przypominającym samochód. Te białe, boczne ścianki sprawiają takie wrażenie. Ale czepiam się, bo wcale nie jest taka zła. Zwłaszcza jak się przypomni, że Citroen produkuje elektrycznego mikropaskudka pod nazwą Ami, który nie jest wiele lepszy wizualnie niż ta Mahindra. Niestety, czar Atoma pryska, gdy zajrzy się do środka. Jako czterokołowiec nie musi on mieć ani poduszek powietrznych, ani ABS, ani żadnych innych elementów wyposażenia z dziedziny bezpieczeństwa. W Indiach i tak dziennie ginie na drogach ok. 400 osób, więc parę w tę czy wewtę różnicy nie zrobi. Najważniejsze, żeby dało się utrzymać niską cenę. W opcji będzie nawet ekran dotykowy.
Czy Mahindrę Atom da się już kupić?
Nie. Pierwsze koncepty pokazano w 2018 r. Sprzedaż miała ruszyć w tym roku, ale nie ruszyła, bo pandemia. W ostatnich tygodniach pojawiły się zdjęcia egzemplarzy testowanych na indyjskich drogach. Teraz zapowiedziano, że pojazd będzie dostępny w pierwszej połowie 2021 r., ale konkretów brak. Ja tam im życzę dobrze.
Mahindra Atom ma konkretne zalety
Przede wszystkim nie jest koszmarnym tuk-tukiem, który pluje spalinami i cieknie płynami na ziemię. To naprawdę ogromna zaleta. Druga to całkowicie zamknięte nadwozie, co sprawia że podczas wypadku ludzie nie wypadną z niej od razu na jezdnię i nie zostaną zmiażdżeni przez inne pojazdy. Ponadto silnik elektryczny pracuje cicho, więc nie będzie straszył krów. Wydaje nam się to wszystko zabawne, ale indyjskie realia nieco różnią się od naszych. Powstaje tylko jedno pytanie: jak indyjscy klienci będą to ładować. Wizualizuję sobie parking wypełniony Mahindrami Atom, każda podłączona przewodem do jakiegoś gniazdka, i te przewody są tak szaleńczo splątane i wiszą nad ulicą, a potem jeden z tych przewodów obgryza szczur, a potem przychodzi monsun… dobra nieważne. Bez czarnych myśli. Atom wydaje się zupełnie niezły i ma nawet klimę. Testowałbym i ładował z polskiej elektrowni atomowej.