Roadstery Tesli bazujące na Lotusie Elise pozwoliły kalifornijskiej marce przebić się do masowej świadomości pokazując, że samochód elektryczny nie musi być nudnym koszykiem na zakupy. Wyprodukowano niewielką liczbę egzemplarzy, a większy rozgłos Tesli zapewnił dopiero Model S, ale sentyment pozostał.
Szybki awans na klasyka
Oferowany egzemplarz pochodzi z 2012 roku, nie jest więc przesadnie stary. Do roli klasyka był przygotowywany od urodzenia. Ma unikalne wykończenie, biały połyskujący lakier i biało-czarne wnętrze. Dyfuzor wykonany jest z włókna węglowego, środek pojazdu również zawiera takie wstawki. Wszystko to uświetnia liczba 2 500. Nie ma wątpliwości, że ten pojazd miał być wyjątkowy.
I tak traktowany był po wyjeździe z fabryki manufaktury. Według sprzedawcy kierownica wciąż pokryta jest oryginalną folią ochronną. Pojazd przez te 200 kilometrów przebiegu kierowcy musiały się strasznie pocić dłonie. Przez osiem lat stał na poduszkach i marmurowej podłodze. Akumulatory też podobno były odpowiednio traktowane. Nic tylko brać, ale czy nie lepiej poczekać na egzemplarz odrzutowy?
Druga generacja Tesli Roadster
Jeśli kogoś nie stać lub nie chce wydać kwoty, za którą kupiłby pewnie ponad 30 Modeli 3, to może poczekać na nowego Roadstera. Będzie drogi, ale na pewno tańszy niż 5,7 miliona złotych.
Tesla Roadster ma powrócić do produkcji w odrzutowej formie. Ma przyspieszać w 2,1 sekundy do setki i mieć 1000 kilometrów zasięgu na jednym ładowaniu. Specjalnym smaczkiem ma być 10 silników zasilanych sprężonym powietrzem umieszczonych wokół pojazdu. Zapowiedzi są tak buńczuczne, że początku produkcji ciągle nie widać. Priorytetem są samochody, które da się zbudować… i sprzedać.
Ale jak już powstanie nowy Roadster to nie kupujcie go od razu. Jak widać, lepiej jest poczekać na ostatnią wyprodukowaną sztukę.