„Opel zmienia logo i prezentuje nową identyfikację wizualną” – to brzmi jak zapowiedź rewolucji. Czyżby marka z Russelsheim zrezygnowała ze słynnej błyskawicy? A może wprowadziła do nowych modeli trochę francuskich akcentów, podpowiedzianych przez przyjaciół z koncernu PSA?
Spokojnie. Błyskawica zostaje
Oprócz delikatnych zmian w samym logo, odświeżono także krój liter używanych w oficjalnych materiałach marki Opel. Cała operacja została okraszona odpowiednią porcją korporacyjnego słownictwa. Oszczędzę czytelnikom cytowania całości (odważnym polecam opis filmu na Youtube), ale wspomnę tylko, że wizualne odświeżenie „podkreśla wartości marki” i „reprezentuje niepowtarzalny, progresywny i odważny styl Opla”. Oczywiście, bez tego nie można się obyć.
Miejmy też za sobą kolejny zestaw obowiązkowy
Gdy tylko Opel ujawnił odświeżone logo, w naszej redakcji wybuchła dyskusja na jego temat. Założę się, że podobna wybuchnie też w waszym towarzystwie, gdy tylko poruszycie ten temat. Na bank padną następujące zdania: „zmienić jedną kreskę to i ja bym potrafił”, „dwie sekundy roboty i ktoś zgarnął kasę”, jak również „no tak, nie widać żadnej różnicy, a prezesi i tak wypłacą sobie premie. A mogliby dać podwyżki ludziom pracującym przy taśmie!”.
Następnie należy się przygotować na to, że rozmówcy zaczną was przekonywać, że dla nich logo nie ma żadnego znaczenia i że „nikt nigdy nie kupił produktu ze względu na jego logo”.
To nieprawda
Teoretycznie, zakupy to nie konkurs artystyczny, w którym głosujemy na autora najlepszej identyfikacji wizualnej – ale logo buduje świadomość marki i – jeśli jest dobre – powoduje przyjemne skojarzenia i budzi zaufanie. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z takich decyzji, bo odbywają się podświadomie. Byliście kiedyś w sklepie, w którym żaden z produktów nie miał znajomego symbolu? Ja owszem. Czułem się bardzo nieswojo.
Z drugiej strony, może i nie znam nikogo, kto wybrał dany produkt ze względu na jego identyfikację wizualną, ale znam osobę, która całkiem poważnie tłumaczyła, że nigdy nie kupi auta marki Kia, bo logo tego producenta wygląda tandetnie. Nasłuchałem się też argumentów tego typu za czasów pracy w salonie SsangYonga. Trudno odmówić im pewnej słuszności.
To nie jest najpiękniejsze logo na świecie.
Czy da się sprzedawać produkt samym logo? Nie – i nawet najlepszy znak towarowy nie zastąpi jakości, czy to proszku do prania czy samochodu. Ale udane logo może tylko pomóc. Złe przeszkadza nawet tym, którym się wydaje, że są na to niewrażliwi. Z kolei wszystkie te drobne zmiany, które dyskutanci sami by zrobili za pół ceny – zwykle są poprzedzone długimi badaniami albo służą bardzo konkretnym celom. Kilka lat temu Facebook delikatnie zmienił logo, przeprojektowując literę A. Wiele osób bardzo się wtedy martwiło, czy wielka korporacja aby na pewno słusznie wydaje swoje pieniądze. Tymczasem nie chodziło (tylko) o premie dla prezesów, a o poprawienie tego, jak widoczna jest miniatura logo na smartfonach z ekranem o mniejszej rozdzielczości. Czyli na przykład na tych, z których korzystają miliony użytkowników w Indiach.
Opel zmienia logo: czy to dobrze?
Piątkowe dyskusje w redakcji to nie wszystko. Co o zmianie myśli ekspert? Zapytałem Joannę Bojar-Antoniuk, graficzkę odpowiedzialną m.in. za informację wizualną na stacjach pierwszej linii warszawskiego metra.
„Znak uległ tylko liftingowi. Ta zmiana jest mało zauważalna na pierwszy rzut oka, ale raczej dobrze zrobi znakowi. Nowy krój liter jest nowocześniejszy i znacznie lżejszy w porównaniu do poprzedniego, który był toporny. Rozstrzelenie napisu jeszcze bardziej tę lekkość podkreśliło. Jest na pewno nowocześniej. Zmiana ciepłego koloru żółtego na chłodny też dodała lekkości” – mówi Joanna Bojar-Antoniuk. „Dzięki temu: cała identyfikacja jest na plus” – podsumowuje.
W pełni się z tym zgadzam. Za kilka lat (a może już za kilka miesięcy?) pewnie spojrzymy na logo Opla sprzed odświeżenia i pomyślimy „ale staro wygląda, nie to co to nowe!”. Zrobią to nawet ci, którzy teraz martwią się o sensowność wydatków niemieckiej marki.
Jak dobrze, że w redakcji można się „pięknie różnić”. Mam nadzieję…