Trwają właśnie targi motoryzacyjne w Chengdu, więc odradzający się po pandemii chiński rynek motoryzacyjny obfituje w atrakcyjne premiery. Model WEY Tank zapowiadano już kilka dni temu w paru tzw. teaserach, z których nie wynikało nic, poza tym że zapewne będzie kanciasty i będzie mieć okrągłe reflektory. To się sprawdziło, i proszę, nie trzymam Was dłużej w niepewności.
Czy to bezczelna kopia Bronco?
Oczywiście nie. Czasy bezczelnych kopii minęły (cicho, wiem że dalej istnieje marka Zotye – ale to wyjątek). WEY Tank 300 po prostu czerpie garściami z zachodnich terenówek, biorąc od nich to, co najlepsze. To miks Bronco z Wranglerem, tylko nadwozie jest inne – nie ma tu mowy o kabriolecie ani o krótkiej odmianie, jest to typowe kombi na bardzo dużych kołach – bardziej jak terenówki japońskie. O, tu sobie można popatrzeć z boku.
Dla porównania, tak prezentuje się Ford Bronco w odmianie 5-drzwiowej:
Jest więc podobnie, ale daleko WEY-owi do bezczelnej kopii, zwanej z angielska „rip-off”, czyli „zrzynka”, do której przyzwyczaili nas producenci chińscy typu Shanghuan, Hunkt czy wspomniane już Zotye. Różnica leży choćby w plastikach zewnętrznych, które w Broncu są okrągłe, a w WEY-u – kanciaste, jak w Jeepie. Gdyby ktoś mnie zapytał, co najbardziej przypomina mi WEY, odpowiedziałbym, że UAZ-a Huntera po 42069. liftingu.
W sumie nie jest źle, dopóki nie spojrzymy do wnętrza
Wygląd zewnętrzny chińskich aut bardzo się poprawił, spójność stylistyczna stoi na całkiem niezłym poziomie. To, że inspirują się pojazdami europejskimi i amerykańskimi wychodzi im tylko na dobre, a tak naprawdę z WEY-a nie ma się co śmiać, póki oglądamy go z zewnątrz. Elegancko zmiksowano najnowsze terenowe trendy. A potem zaglądamy do wnętrza i robi się bekowo.
Słuchajcie, MUSIMY dać coś z Mercedesa klasy G – tak powiedział pewnie jakiś prezes. I dali, nawiewy. Z tym że centralny nawiew niczego nie nawiewa, tylko jest jakimś dziwnym panelem z przyciskami, być może do klimatyzacji. Ekrany też są jak w Mercedesie, przypominające system MBUX. DO tego dołożyli pomarańczowych akcentów, przyciski wokół wybieraka automatu jak w Porsche i jeszcze dwa pokrętła na tunelu centralnym. O ile z zewnątrz mieszanie motywów wygląda jak smaczny koktajl, o tyle w środku wygląda to, jakby ktoś wrzucił do blendera gwoździe, truskawki i sos do kebaba, i próbował z tego zrobić strawną mieszankę. No ale to nie mnie się ma podobać, więc na szczęście moje zdanie nie ma tu żadnego znaczenia. Klienci chińscy będą zadowoleni, bo lubią bezpośrednie nawiązania do droższych wozów.
Will it head to Europe? NO WEY
Nikt u nas nie zaryzykuje sprzedaży tak dużego i paliwożernego samochodu. Gama silników będzie obejmowała dwie jednostki napędowe: 1.5 turbo i 2.0 turbo, obie benzynowe i zapewne obie z automatyczną skrzynią biegów. Słabszy silnik rozwinie 170 KM, mocniejszy 220 KM. Co najważniejsze, będzie to prawdziwy samochód terenowy z napędem na 4 koła, z blokadą dyferencjału centralnego, tylnego i – uwaga – także przedniego, jak G-klasa. Oczywiście przedni dyfer blokuje się, gdy naprawdę nie ma już innego wyjścia i tylko na moment wyjeżdżania z przeszkody. Ma być aż 9 trybów jazdy – ostatnio Chińczycy się w tym lubują, czytałem o jakimś SUV-ie który miał ich sześć, a tu są jeszcze trzy. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić 9 trybów jazdy.
Potrafię sobie natomiast wyobrazić, że klienci to kupią. SUV-y, te takie bardziej osobowe, to już mają wszyscy i nie sposób się nimi wyróżnić. Dlatego producenci z powrotem idą w terenówki – jak widać, nie tylko w USA czy w Europie (Bronco, Defender), Japonii (Jimny), ale i w Chinach.
Wszystkie zdjęcia od CarNewsChina.com