Normy emisji spalin rządzą europejskim rynkiem. To one pchają producentów ku nowym rozwiązaniom, wymuszają rozwój. To one spowodowały wprowadzenie na stałe takich elementów wyposażenia jak katalizatory, czy filtry cząstek stałych. Wszyscy pamiętają o aferach, w których brali udział producenci, którzy oszukiwali żeby spełnić normy emisji spalin. Korzystali z oprogramowania, które wykrywało procedurę testową i ustawiało parametry silnika tak, żeby ją przejść. Nowe samochody, których silniki nie spełniają obowiązujacych norm Euro, nie mogą być sprzedawane na terenie Unii Europejskiej. Co ważne – zmiana normy na bardziej rygorystyczną nie dotyczy pojazdów już wyprodukowanych i jeżdżących po drogach Unii. Niemiecki dziennik Bild poinformował, że prace nad najbardziej rygorystyczną normą w historii, mocno przyspieszyły. To bardzo zła wiadomość dla wszystkich, którzy chcieliby w przyszłości kupić nowy samochód z silnikiem spalinowym. Będą musieli rozważyć prywatny import czy to z USA, czy to z Rosji przez Kaliningrad.
Importowałbym
Norma emisji spalin Euro 7 ma być tak rygorystyczna, że kolejne normy będą ograniczać się do zakazu silników spalinowych
Wchodząca od stycznia 2021 norma Euro 6d dopuszcza emisję tlenków azotu na stanowisku pomiarowym na poziomie 80 mg/km dla silników Diesla i 60 mg/km dla silników benzynowych. Norma emisji Euro 7 ma pójść znacznie dalej. Grupa Doradcza ds. Standardów Emisji, która opracowała projekt norm i dopuszczalnych poziomów emisji przedstawiła swoją propozycję. Określiła dopuszczalny poziom emisji tlenków azotu na 30 mg/km dla wszystkich silników spalinowych. Przy czym eksperci zaznaczyli, że Unia Europejska powinna rozważyć dla dobra ludzi i planety jeszcze większe zaostrzenie tej normy aż do 10 mg/km. Emisja CO2 miałaby zostać ograniczona z 95 g/km do 30 g/km, ale podobnie jak przy tlenkach azotu zalecają ograniczenie do 10 g/km. To prawdziwy armagedon dla klasycznych silników spalinowych. Ale najgorsze dopiero przed nami.
Norma emisji spalin Euro 7 zmieni zasady przeprowadzenia testów spalania
Od kilku lat pomiary spalania wykonywane są podczas tzw. prawdziwych warunków jazdy (Real Drive Emission). Trasa testowa uwzględnia tereny miejskie, które trzeba pokonać z prędkością poniżej 60 km/h, tereny niezabudowane, po których pojazd porusza się z prędkością pomiędzy 60, a 90 km/h oraz drogę szybkiego ruchu, która należy pokonać z prędkością większą niż 90 km/h. Każdy odcinek testowy nie może być krótszy niż 16 km. Test RDE uzupełnia badania laboratoryjne WLTP. Jak można się domyślać, występują między nimi różnice, więc ustalono współczynnik rozbieżności, dzięki któremu określa się dopuszczalny poziom tych różnic. Od stycznia 2021 roku wraz z nową normą Euro 6 będzie on wynosił 1,43. Już teraz spowodował on szkody na rynku nowych aut, takie jak wycofanie silnika 1.5 dCi przez Mercedesa. Jednak to co zaproponowała grupa doradcza to zmieniacz gry, a po polsku prawdziwa rewolucja.
BMW z wtyczką? Do skasowania
Grupa postuluje usunięcie tolerancji różnic. Emisja w trakcie RDE ma być taka sama jak podczas WLTP. Co więcej, sama procedura testowa ma być bardziej rygorystyczna. Obecnie kierowcy kierowcy testowi utrzymują na danych odcinkach określone prędkości, tak żeby nie spowodować zbyt dużej emisji, np. na drodze szybkiego ruchu jadą z prędkością 115 km/h, czyli poniżej maksymalnej dozwolonej. RDE dla normy emisji Euro 7 ma obejmować jazdę z pełnym przyspieszeniem na odcinku 5 km. Pomiary spalin będą mierzone od uruchomienia zimnego silnika, kiedy auto emituje sporą ilość szkodliwych związków. Wartości nakazane normą mają być utrzymane w zakresie pracy w temperaturze otoczenia od minus 10 do plus 40 stopni Celsjusza. Do tej pory pomiary musiały odbywać się na maksymalnej wysokości 700 m n.p.m. W proponowanej wersji samochód musi utrzymać wyniki w wysokościach do 2 000 m n.pm.
Jeżeli banan pozostanie żółty, to samochód przejdzie test
Samochód ma utrzymać wyniki przez całą swoją zakładaną żywotność!
Emisja powinna być niska przez 15 lat życia samochodu lub 240 tysięcy kilometrów. Poziomy emisji nie mogą zostać przekroczone podczas jazdy z bagażnikiem dachowym, bagażnikiem rowerowym oraz z przyczepką. Nie mam pojęcia jak eksperci sobie to wyobrażają. Już teraz można sobie wyobrazić co się stanie po wprowadzeniu tak ostrej normy. Europa o 5 lat ubiegnie Brytyjczyków z ich zakazem sprzedaży aut z silnikiem spalinowym. Tak ostrych norm nie spełniają klasyczne hybrydy, układy mild hybrid oraz znaczna część hybryd plug in. Jedynym rozwiązaniem żeby spełnić takie normy jest zakup samochodu elektrycznego.
Hybryda? Zapomnij
Niemieccy producenci samochodów już teraz biją na alarm. Nie dość, że Unia Europejska nie odroczyła wejścia w życie normy Euro 6d, to planuje jeszcze bardziej dokręcić im śrubę. Komisarz ds. rynku wewnętrznego Thierry Breton, zasugerował producentom, by się uspokoili. Jeszcze nic nie jest stuprocentowo pewne. Nie ukrywał, że prace trwają, projekt trafi do głosowania w przyszłym roku, a Unia ma bardzo ambitne plany pod tym względem, ale jednocześnie chce żeby te plany były realistyczne.
Niestety podejrzewam, że norma emisji spalin Euro 7 to doskonała furtka dla Unii Europejskiej żeby zatrzymać sprzedaż aut spalinowych, nie wprowadzając wprost zakazu. Dzięki temu pod płaszczykiem troski o zdrowie można przeforsować to co budzi sprzeciw, gdy jako powód podaje się kwestie ekologiczne. O wiele lepiej brzmi zdanie, że zaostrzamy normy w celu ochrony żyć, niż w celu ochrony klimatu.