Na wyznawców Tesli nie ma rady. Auto spłonęło 60 dni temu, właściciel nadal je kocha

0
394

Płomień miłości do produktów pana Muska nie jest w stanie zgasnąć, mimo że jeden z samochodów kalifornijskiego właściciela dwóch Tesl spłonął do szczętu. Z szarego modelu 3 został szkielet, cały przód auta i jego wnętrze zostało strawione przez ogień. Człowiek posługujący się pseudonimem „thor” twierdzi, że do pożaru doszło w noc po tym, jak samochód został naładowany do pełna na Superchargerze i zaparkowany na podjeździe przed domem. Kamera z domu naprzeciwko nagrała moment pożaru, który miał miejsce ok. 4 nad ranem, w nocy z 8 na 9 stycznia. 

Na wyznawców Tesli nie ma rady. Auto spłonęło 60 dni temu, właściciel nadal je kocha

Pożar Tesli – producent nie reaguje

No spaliło się, to się spaliło. Po co drążyć temat? – tak pewnie uznano w siedzibie Tesli. Niestety autor nie podaje, czy samochód był na gwarancji, ale tak czy inaczej samoczynny zapłon pojazdu elektrycznego i pożar nie wpływają najlepiej na reputację marki. Ktoś mógłby sądzić, że dział techniczny Tesli będzie zainteresowany zbadaniem przyczyn pożaru i ewentualnym wyeliminowaniem wady konstrukcyjnej (to nadal zostanie „My Tesla’s got 99 problems, but a fire ain’t one). Nic z tych rzeczy, ponoć przez 2 miesiące do pana „thora” nikt się nie odezwał, a jego wezwania są ignorowane. 

Historia jest dość dziwna

Ja bym zapewne zadzwonił do punktu sprzedaży Tesli, w którym kupiłem auto i nakazał zabrać je do serwisu na diagnozę, a w międzyczasie dać mi inne, zastępcze. Jeśli było ubezpieczone, napisałbym pisemko do ubezpieczyciela, w którym domagam się odszkodowania lub wydania mi nowego samochodu wolnego od wady. Tymczasem właściciel chyba nie chce robić Tesli zbyt dużego kłopotu, bo ogranicza się do oznaczania Elona Muska na Twitterze, dodając przy okazji, że nie zmienia swojego zdania na temat samochodów marki Tesla.

„I still believe Tesla makes great cars”

Właściciel spalonego truchła wciąż wierzy, że Tesla robi wspaniałe samochody. Ten syndrom na pewno ma jakąś nazwę. Ponadto nadal jeździ swoją Teslą Model X – ja bym odpuścił po takim numerze, uznając że spłonę podczas jazdy, gdy auto bez powodu zamieni się w kulę ognia. Oczywiście i postawa producenta jest zadziwiająca, bo jak wiadomo kryzysy w social mediach wybuchają w weekendy, a rozlewające się po internecie posty na temat auta, które spontanicznie spłonęło raczej nie sprawią, że w poniedziałek klienci pobiegną do salonów po nowy Model 3.

Na wyznawców Tesli nie ma rady. Auto spłonęło 60 dni temu, właściciel nadal je kocha

Takie tam. Fot. thor

A wiecie co jest najgorsze?

Że oni i tak pobiegną. Bo na fanów nie ma rady. Jak kocha, to przebaczy wszystko – korozję, brakujące elementy zawieszenia, a nawet pożar. W końcu do którego prezesa marki można napisać na Twitterze i on czasem nawet odpowie? Tesla dobrze o tym wie i dlatego nie przejmuje się takim drobiazgiem jak gość, któremu spłonęło auto. On i tak przyjdzie po następne, bo przecież Tesla makes great cars. A jeśli Elon da mu serduszko do któregoś z jego tweetów, to kupi nawet dwie.