W maju Elon Musk w rozmowie z Joe Roganem stwierdził, że nie ma problemu z tym, że ktoś postanawia modyfikować jego produkt. Wypada dodać, że rozmowa toczyła się wokół modyfikacji stylistycznych, ale jednak z usta Muska padło „sounds good to me, sure”.
Tymczasem chyba nie do końca
Być może Elon prywatnie nic do tego nie ma, ale jego firma jednak tak. Zaczęła brać się za użytkowników, którzy odważyli się kupić z nieoficjalnego źródła pakiet modyfikacji poprawiających osiągi auta.
Oczywiście, można to zrobić legalnie, za 2 tysiące dolarów.
To opcja, która nazywa się Acceleration Boost i została przygotowana do Modelu 3 w wersji Dual Motor. Pozwala ona na podniesienie mocy o 50 KM i obniżenie sprintu 60 mil na godzinę, czyli 96 km/h do 3,9 sekundy.
Takie same efekty daje jednak tańsza o niemal połowę modyfikacja kanadyjskiego Ingenext. Firma ta proponuje rozwiązanie Boost 50 za 1100 dolarów, które poza podniesieniem mocy udostępnia użytkowników tryb driftowania (wyłącza układ kontroli trakcji) i automatycznie otwiera drzwi kierowcy, gdy ten zbliża się do auta. Operacji nie da się przeprowadzić zdalnie, trzeba wpiąć w niewielki moduł w układ samochodu.
Do ostatniej aktualizacji wszystko działało jak trzeba.
Jednak teraz użytkownicy zaczynają chwalić się komunikatami, które pojawiają się na systemowym ekranie. u/Potato3838 na Reddicie opublikował taki obrazek:
W komunikacie można przeczytać, że stwierdzono niekompatybilną modyfikację, która grozi uszkodzeniem lub wyłączeniem pojazdu. Póki co poza komunikatem nic się nie dzieje, ale tak naprawdę trudno powiedzieć, co przyniesie kolejna aktualizacja oprogramowania. Może auto z wpiętą kostką w ogóle się nie uruchomi?
Jasne, zaraz ktoś powie, że Tesla robi to z troski o klientów, którzy wprowadzając nieautoryzowane zmiany mogą zrobić krzywdę sobie, innym i wizerunkowi marki. Ale jakoś nie przejmuje się tym, gdy chodzi o niewłaściwe użytkowanie Autopilota (czyt. pozwolenie mu by samodzielnie prowadził auto).
Część komentatorów uważa, że skoro auto jest ich, to mogą z nim robić co chcą i producent nie ma prawa się czepiać, co najwyżej mogą stracić gwarancję. Bo to tak, jakby się uprzykrzać życie tym, którzy decydują się na chiptuning. Mają rację, czy nie do końca?