Ok, możliwe, że posiadacze nadchodzącego Mercedesa EQS nie będą widzieć tego komunikatu zbyt często, ale jest spora szansa, że pewnego dnia przywita ich właśnie taka informacja. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, jaki zasięg – a w konsekwencji i zestaw akumulatorów – ma mieć sztandarowy model niemieckiej marki.
Co najmniej 700 km.
Mercedes niedawno potwierdził, że właśnie tyle będzie można przejechać modelem EQS bez zatrzymywania się na stacji ładowania. Żadne tam plebejskie 200 czy 400 km – skoro to ma być elektryczny odpowiednik klasy S, to musi być na bogato. No i mniej lub bardziej długodystansowo, bo 5-metrowa limuzyna, którą można pojechać sobie najwyżej po bułki do sklepu, trochę rozmija się z celem.
I wszystko jest fajnie, tłumy szaleją, pewnie pojawią się opinie, że taki zasięg powinny mieć wszystkie samochody elektryczne od początku (czyli jakoś tak od XIX w.). Można się rozejść, Mercedes rozbił bank.
Mam tylko jeden problem – ładowanie.
O ile Mercedes nie zastosował tutaj jakichś nieznanych powszechnie rozwiązań, to może to być dla użytkowników EQS spory problem. Póki co nie podano dokładnej specyfikacji – w tym pojemności akumulatorów i czasów ładowania, ale co nam szkodzi zerknąć do tego, co już jest na rynku.
Na pierwszy ogień niech pójdzie jak do tej pory jedyny elektryczny Mercedes dostępny powszechnie w sprzedaży, czyli EQC. Zasięg? Teoretycznie do 417 km. Czas ładowania? Proszę bardzo, za oficjalną stroną producenta:
Ładowanie w trasie nie wygląda tutaj jakoś specjalnie strasznie, jeśli bierzemy pod uwagę stacje szybkiego ładowania, ale stacje zwykłego ładowania? Dramat. Ładowanie w domu? Ponad 12 godzin z dedykowanej (!) ładowarki (!). Wprawdzie słabawej (7,4 kW), ale jednak dedykowanej ładowarki. Ze zwykłego gniazdka? Aż zabrakło na wykresie skali – dobrze, że są cyferki do opisu, które pokazują prawie… dwie doby. Dwie doby!
EQS może mieć trochę niższe zużycie energii, bo jest limuzyną, a nie SUV-em ze sporą powierzchnią czołową, ale cudów nie będzie – pewnie zdecydowano się w jego przypadku na większy zestaw akumulatorów. To teraz wyobraźmy sobie te same sposoby ładowania, ale w wynikach uwzględnijmy to, że pakiet akumulatorów będzie np. o połowę większy. Oczywiście nie ma co robić prostego mnożenia, bo nie do końca to działa, ale po prostu przyjmijmy, że te czasu będą jeszcze wyższe.
To nie wygląda wybitnie dobrze. To wygląda raczej jak „możesz przejechać sobie 700 km, ale wcześniej auto musi odstać np. 15 godzin”.
Da się to oczywiście rozwiązać.
NAKARM MNIE, JESTEM BARDZO GŁODNY. NO I BARDZO DUŻO JEM.
I pewnie Mercedes razem z EQS zaprezentuje nowego Wallboxa, który zamiast 7,4 kW będzie oferował ładowanie o mocy 22 kW. Będzie to wprawdzie wymagać instalacji (i zakupu) nowej ładowarki, może przerabiania instalacji elektrycznej, ale w końcu jeśli ktoś kupuje EQS, to raczej nie liczy się aż tak bardzo z pieniędzmi. A – patrząc np. na wyniki Tesli – będzie w stanie spokojnie naładować swojego EQS do pełni w ciągu nocy, nawet jeśli ta będzie krótka.
ALE…
Tu pojawia się inny problem. To miło, że przez noc naładujemy EQS w domowym garażu do pełna, a potem możemy bez obaw (tak zakładam, w końcu to Mercedes) pojechać z Wrocławia do Szypliszek (ok. 663 km). Tylko… jak stamtąd wrócimy? W bezpośredniej okolicy Szypliszek nie ma żadnej stacji ładowania – szybkiej ani wolnej, zostaje nam podładować się z gniazdka, co pewnie zajmie 3 doby jak nic. Ewentualnie możemy w drodze powrotnej odwiedzić Suwałki i tam zostać na trochę mniej czasu, korzystając z dedykowanej ładowarki.
Chyba że po prostu będziemy tak czy inaczej planować sobie trasę wzdłuż szybkich ładowarek i nie ładować od np. 0 do 80 proc. za każdym razem, tylko łapać tyle energii, ile wejdzie do akumulatorów podczas przerwy na kawę i kanapkę. Czyli, mam dziwne wrażenie, że dokładnie tak samo, jak miało to miejsce w przypadku samochodów elektrycznych z mniejszym zasięgiem.
Planowanie, planowanie, planowanie. Jakoś to nie brzmi es-klasowo. Chyba że będziemy mieć szofera do wożenia auta do szybkich ładowarek, ale tu pojawia się problem – mamy go cały czas wozić ze sobą? Czy może to on ma wozić nas?