Wynalazek inżyniera Felixa Wankla miał swoje pięć minut w motoryzacji. Jednostki z tłokiem obracającym się wewnątrz cylindra najpierw pojawiły się w NSU, ale najwięcej uwagi poświęciła mu Mazda – i to z Mazdą silnik Wankla jest kojarzony do dziś.
Nie da się ukryć, że potrafił przekonać do siebie zaletami. Takie silniki są relatywnie małe i lekkie, a do tego pracują płynnie, cicho i bez wibracji. Sam Felix Wankel wyrażał się o klasycznych silnikach z dezaprobatą, narzekając na ich „trzęsące się tłoki”.
Tak wygląda silnik Wankla.
Niestety, wady nietypowej konstrukcji przeważyły. Obecnie Wankle można znaleźć albo w samochodach klasycznych (tak, Mazdę RX-8 też zaliczam do tego grona), albo po prostu w muzeum. O co poszło? Głównie o kłopoty ze szczelnością takich jednostek. Swoje trzy grosze dołożyło też relatywnie duże zużycie oleju i paliwa. A skoro mówimy o zużyciu benzyny, to w grę wchodzi też spora emisja szkodliwych substancji. Dziś to wielki grzech, więc nie ma sensu liczyć np. na nową Mazdę RX-7 z wanklem.
Ale na MX-30 już tak.
MX-30 to model elektryczny – w takim razie po co mu silnik Wankla? Po to, by… zniwelować jego główną wadę. Chodzi o zasięg, który wynosi – w odmianie wyłącznie elektrycznej – tylko 200 km. Zdaniem Mazdy, ten samochód jest przeznaczony dla osób, które maja w garażu spalinowy wóz na trasy, a „elektryka” potrzebują tylko do jazdy po mieście na krótkich odcinkach. Ale realia rynkowe są bezlitosne – skoro klienci mają do wyboru auta z podobnej półki cenowej, ale z większym zasięgiem, to pewnie kupią je zamiast Mazdy. Chyba że są wiernymi fanami tej marki.
Na ratunek przybywa Felix Wankel.
Nieduża jednostka spalinowa ma służyć w jednej z wersji MX-30 do powiększenia zasięgu. Po angielsku nazywa się to range extender. Taką odmianę miało np. BMW i3. Silnik nie służy tu do napędzania kół, nie mamy więc do czynienia z klasyczną hybrydą. Benzyna jest spalana po to, by doładowywać motor elektryczny.
Testy już się odbyły, a za „muła testowego” robił prototyp elektrycznej Mazdy 2. Zastosowano jednostkę jednowirnikową (do napędzania np. RX-7 używano silników dwuwirnikowych) o mocy 38 KM. Pojemność to zaledwie 0,33 litra – czyli tyle, ile ma puszka coli. Jedną z zalet silników Wankla jest uzyskiwanie stosunkowo dużej mocy z niskiej pojemności. Kolejną – niska waga jednostki. Omawiana ma ważyć 100 kilogramów, a do baku zmieści się niemal 9 litrów benzyny. Efekt? Zasięg Mazdy MX-30 ma się zwiększyć dwukrotnie.
Silnik Wankla średnio nadaje się do napędzania samochodów, ale akurat jako range extender sprawdzi się idealnie. Jest lekki i mały, a przecież nie chcemy zwiększać (i tak już sporej) wagi aut elektrycznych. Pomysł na sięganie do ciekawych rozwiązań z przeszłości jest świetny. Czekam, aż ktoś wymyśli nowoczesny sposób na wskrzeszenie otwieranych reflektorów.