Jeśli tak się składa, że jesteś posiadaczem urządzenia w rodzaju elektrycznej hulajnogi lub deskorolki, to zapewne czekałeś, aż polskie przepisy nadążą za rzeczywistością i wreszcie uwzględnią tego rodzaju pojazdy. Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad tą kwestią od dłuższego czasu, choć być może należałoby tutaj dodać, że „a przynajmniej tak twierdzi”. Wybaczcie moje pesymistyczne nastawienie, ale wszystko przez proponowane zmiany.
Hulajnogą po jezdni
Tak, urządzenia transportu osobistego według planów MI mają trafić na jezdnię, choć pierwotne plany były inne. Oczywiście nie na każdą drogę – wcześniej zakładano, że dotyczyłoby to odcinków, gdzie obowiązuje dopuszczalna prędkość równa 30 km/h. Podczas ostatniego Forum Ekonomicznego w Karpaczu głos zabrał jednak Andrzej Adamczyk, który w listopadzie 2019 r. ponownie został powołany na Ministra Infrastruktury. Stwierdził on, że jego zdaniem użytkowników UTO należy zmusić do poruszania się także drogami z ograniczeniem do 50 km/h.
Szykuje się prawdziwa rewolucja. Elektryczne hulajnogi i deskorolki przestaną zagrażać rowerzystom i pieszym. Jak powiedział minister @AMAdamczyk użytkownicy urządzeń transportu osobistego nie będą poruszać się po chodnikach i ścieżkach dla rowerów. Będą jeździć po ulicach… pic.twitter.com/z1pnpyjixl
— Stumbras (@stumbras3) September 10, 2020
Nowe możliwości, nowe niebezpieczeństwa
Jak zwraca uwagę portal Ścigacz.pl, z pewnością UTO będą musiały być wyposażone w oświetlenie, by móc poruszać się po jezdni. Minister zwraca przy tym uwagę, że owe poruszanie się po jezdni dotyczy w praktyce poruszania się jej skrajem – o żadnym okupowaniu środka pasa ruchu mowy nie ma.
Jak można zauważyć, powyższa wypowiedź sugeruje utworzenie kolejnej dziury w przepisach – tym razem dotyczącej UTO niewyposażonych w oświetlenie. Jeśli ktoś takie urządzenie posiada, to zapewne zgodnie z przepisami będzie mógł sobie pojeździć co najwyżej po własnym podjeździe. Ciekaw jestem, jak będą traktowane modele posiadające oświetlenie wyłącznie z przodu. Pesymistycznie zakładam, że o tym też politycy zapomną i w majestacie prawa będzie sobie można nagniatać po zmroku deskorolką wyposażoną tylko w przednie światła, umieszczone na wysokości 0,01 milimetra nad nawierzchnią.
Ważniejsze są jednak inne kwestie – jak choćby fakt, że nawet słowem nic nie wspomina się o dopuszczeniu ruchu takich pojazdów po drogach rowerowych, choć swoimi osiągami pasują tam one bardziej niż na jezdnię. Nie ukrywam, że bardzo mnie też ciekawi cała ta kwestia w świetle nadal niezadowalającego stanu nawierzchni wielu dróg – o ile większość hulajnóg elektrycznych raczej nieźle radzi sobie z nierównościami, to chyba nie chcę wiedzieć, jak zachowa się elektryczna deskorolka po (zamierzonym lub nie) najechaniu na zapadniętą studzienkę kanalizacyjną.
Kaski, ubezpieczenie? Nie wiadomo
O obowiązku stosowania kasku i posiadania ubezpieczenia OC nikt nic nie wspomina – i mam wrażenie, że nie zacznie, szczególnie o tym drugim. To wysoce problematyczna kwestia – od rowerzystów można zwykle oczekiwać choć śladowej znajomości przepisów ruchu drogowego, ale np. ze wspomnianych deskorolek na ogół korzystają osoby niepełnoletnie (przynajmniej takie mam odczucia płynące z obserwacji w małym mieście), które zwykle o tych przepisach mają równie duże pojęcie co o odpalaniu silnika samochodu korbą. Ale wprowadzenie obowiązkowego ubezpieczenia (nie tylko dla użytkowników UTO, ale i dla rowerzystów) spotkałoby się z tak dużym sprzeciwem społeczeństwa, że nikt nawet nie ryzykuje wspominania o tym.
W ostatecznym rozrachunku sprawa rysuje się obecnie tak, że owszem, bezpieczeństwo pieszych może i nieco wzrośnie po wprowadzeniu nowych przepisów dotyczących UTO, czego raczej powiedzieć nie można o bezpieczeństwie użytkowników tych ostatnich. W praktyce o tym, jak nowe zapisy w prawie wpłynęły na tę kwestię dowiemy się oczywiście po ich wprowadzeniu, czyli… też nie wiadomo kiedy.