Konstrukcja samochodów elektrycznych pozwala minimalizować liczbę elementów ruchomych. Nie ma paska rozrządu, sprzęgła czy tłoków. A co by było, gdyby uprościć budowę „elektryka” do granic możliwości?
Pracuje nad tym amerykańska firma Lordstown
Oto ich pomysł, czyli Lordstown Motors Endurance – pickup z czterema silnikami wbudowanymi w koła. Zasada jest prosta: jeden silnik napędza jedno koło. I tyle. Ograniczona jest liczba części i połączeń, za to zyskuje się o wiele więcej miejsca na duże akumulatory. Dodatkowym plusem jest znaczne obniżenie środka ciężkości auta i skupienie masy w rogach samochodu. To poprawi jego zachowanie na drodze. Teoretycznie, takie rozwiązanie ma same plusy: tańsza produkcja, lepsza jazda, większy zasięg i tańszy serwis (bo jest mniej części). W praktyce, nie chcę myśleć, ile będzie kosztowała wymiana małoseryjnego silnika w kole, produkowanego przez firmę Elaphe Propulsion.
Lordstown Pickup: jego spodziewana moc to 600 KM
Taka liczba mieści mi się jeszcze w głowie. Ale maksymalny moment obrotowy, planowany na 5965 Nm (słownie: pięć tysięcy dziewięćset sześćdziesiąt pięć niutonometrów) to już coś jeszcze bardziej kosmicznego niż pomysł na silniki w kołach. Ciekawe, jak firma rozwiąże przeniesienie tak niesamowitych wartości na asfalt.
Spodziewany uciąg: 3400 kg. Tutaj trochę się rozczarowałem. Spodziewałbym się, że Lordstown będzie mógł przyciągnąć Jowisza do Ziemi.
Co z zasięgiem?
Mówi się o ok. 250 milach na jednym ładowaniu. To 400 km, czyli poziom np. elektrycznego Hyundaia Kony. Tyle że Hyundai oczywiście nie ma 600 koni.
Wygląda jakby tarcza hamulcowa się nagrzała.
Jeśli chodzi o cenę, producent zapowiada, że Motors Endurance nie powinien w USA kosztować więcej niż 52 500 dolarów przed opodatkowaniem.
Ten projekt ma dwa główne problemy
Pierwszy to kwestia gustu – ale myślę, że nie będę jedynym, który zwróci na to uwagę. Lordstown po prostu słabo wygląda. Jego profil jest nieciekawy i trochę niespójny. Mam wrażenie, że ktoś chciał skleić pickupa z kilku innych modeli. Z kolei przód… no nie. To nie wygląda dobrze. Na zdjęciu z tak zwanego przodoboku Motors Endurance może się jeszcze podobać, ale od frontu jest po prostu gorzej. W mojej głowie pojawiły się nawet skojarzenia z.. polskimi samochodami. Nie wiem dlaczego. Ale to niedobrze.
Konkurencyjna Tesla może i budzi kontrowersje, ale została narysowana z pomysłem. Niektórzy na pewno są nią zachwyceni. Jest „jakaś”. Lordstown nie.
Zdjęć wnętrza jeszcze nie ma. Szkice muszą wystarczyć.
Drugi – większy – problem ma znaczek Forda
Z tym samym kłopotem będzie musiał się zmierzyć nie tylko Lordstown, ale i np. Rivian i inne motoryzacyjne start-upy, zwłaszcza te od elektrycznych pickupów. Nabywca pickupa w Stanach Zjednoczonych jest konserwatywny. Najbardziej lubi Forda F-150. Nie w głowie mu „wynalazki”, silniki w kołach i dziwne firmy z pretensjonalnymi nazwami. Dlatego jeśli nawet myśli o trucku na prąd, raczej woli poczekać na elektryczne F-150.
Gdy taki model zadebiutuje, dla start-upów nadejdą ciężkie czasy. Może się okazać, że świetnie idzie im pokazywanie imponujących cyfr i opowiadanie snów o rewolucji i potędze – ale gdy przyjdzie do oferowania prawdziwego produktu klientom, pojawi się problem. Kolejny.