Gdy wydajesz swoje ciężko zarobione pieniądze na nowy samochód wierzysz, że armia inżynierów, którzy nad nim pracowali i poddostawcy, którzy przygotowują do niego podzespoły, dobrze wykonali swoją robotę. A jeśli wydajesz na furę dużą bańkę to w zasadzie powinieneś brać to za pewnik.
Tymczasem nawet w najdroższych i najbardziej dopracowanych modelach pojawiają się niedoróbki.
W Bentaydze – koniu pociągowym Bentleya, który od czterech lat sprzedaje się w w tempie 13,7 szt. dziennie – przeciekać mogą przewody paliwowe. Według dokumentu opublikowanego przez NHTSA, podczas wycieku czuć zapach paliwa w kabinie, ale bardziej niebezpieczne jest to, że może wywołać pożar.
Temat dotyczy 6 tys. egzemplarzy, ale Bentley nie spieszy się z reakcją.
Według Automotive News firma zacznie zapraszać klientów do serwisów dopiero 31 lipca, a naprawa ma potrwać godzinę, więc wygląda na to, że to nie jest jakaś szczególnie poważna usterka.
Akcja serwisowa Bentleya nie jest jakimś wyjątkiem w świecie luksusowych i supersportcwych modeli.
Bugatti wymieniało szyny mocujące foteli w Chironach – wadliwe spawy uniemożliwiały ich przesuwanie. W Veyronach trzeba było poprawiać błędne wskazania poziomu paliwa – według wskazań było go o wiele więcej niż naprawdę. W Ferrari trzeba było poprawiać m.in. skrzynie biegów, i uziemienie, a w 2700 McLarenów zachodziło ryzyko pożaru również wywołanych wyciekami paliwa. Lamborghini wymieniało oprogramowanie w Aventadorach bo zdarzało się, że silnik gasł podczas zmiany biegu przy zbyt niskich obrotach, a w Bentleyach trzeba było już kiedyś poprawiać Skrzydalte B na masce, bo nie chciało się chować w chwili wypadku i mogło stanowić zagrożenie dla pieszych.
Wygląda na to, że żadne pieniądze nie gwarantują perfekcyjnej jakości wykonania.
Za to rosnący stopień skomplikowania i tempo zmian wprowadzanych w kolejnych modelach każą domniemywać, że nie ma co liczyć, by w przyszłości było lepiej.