189 900 zł – to cena bazowa nowej serii 4, tej z kontrowersyjnymi nerkami. Auto za te pieniądze wygląda tak:
…czyli wcale.
Skromne 17-ki, materiałowa tapicerka, błyszczący plastik w fortepianowej czerni – to cechy szczególne podstawowej wersji, wyjściowo ze 184-konnym, benzynowym 2.0. Na pokładzie nie ma aktywnego tempomatu z funkcją stop&go, asystenta pasa ruchu, czy martwego pola, czy hamowania awaryjnego – to dość zaskakujące biorąc pod uwagę, że to elementy standardowe wyposażenia większości kompaktów za połowę ceny BMW.
Dopłaty wymagają nawet takie drobiazgi jak regulacja podparcia lędźwiowego odcinka kręgosłupa, czy ogrzewanie przednich foteli oraz cyfrowe zegary – w cenie bazowej dostaje się normalne wskazówki.
Trochę więcej charakteru ma wersja M Sport
Ona też wyjściowo zasilana jest 184-konnym 2.0 i kosztuje 205 500 zł. Auto ma inne zderzaki, 18-calowe obręcze, tapicerkę z alcantarą i ciemną podsufitkę.
Plastik piano black zastąpiono listwami ozdobnymi Aluminium Tetragon. Za pozostałe elementy, które wymagały dopłaty w wersji bazowej, również i tu trzeba dopłacać.
Za 230 100 zł można mieć to auto z dwulitrowym silnikiem o mocy 258 KM.
Za M440i xDrive trzeba zapłacić 309 900 zł
Auto w tej cenie ma już napęd na obie osie, a pod maską 3-litrowy, 6-cylindrowy silnik o mocy 374 KM. I mimo tego, że ma literę M w nazwie, wciąż trzeba dopłacać za sportowe fotele czy 19-calowe obręcze. Za podgrzewanie foteli, czy regulację części lędźwiowej i systemy asystujące zresztą też. Można wrzucić je w dwa pakiety za 28 tys. zł.
Dobierając po kolei wszystkie elementy wyposażenia, łatwo jest przebić barierę 400 tys. zł. Ja skończyłem konfigurowanie na 423 tys. zł i mocno się zbulwersowałem, bo nie mogłem wybrać wersji z karbonowym wnętrzem i hakiem holowniczym. Wskakiwały na zamianę, ale jeden z drugim pojawić się nie mogły.
Mamy więc spektrum od 189 tys. zł za coś co wygląda tak:
Aż do 400 tys. za coś takiego:
Teraz można spokojnie iść rozpalać grill. Tylko uważajcie, żeby zderzak się nie zapalił.