Kiedyś to były czasy. Po drogach latały zabaweczki takie jak Citroen C2 VTS, Ford Fiesta RS, Peugeot 206 RC, VW Polo GTI, Seat Ibiza Cupra, czy Skoda Fabia RS. Potem towarzystwo zaczęło się wykruszać i dziś prawdziwych hothatchy w segmencie B właściwie już nie ma. Jedynymi naprawdę godnymi miana hot są 200-konny Ford Fiesta ST i 261-konna Toyota GR Yaris. No i może VW Polo GTI, o ile ktoś trafi egzemplarz na stocku dealera, bo w konfiguratorze 200-konnej odmiany już nie ma.
Reszta to co najwyżej warmhatche
Czyli takie hatchbacki, co by chciały być hot, ale za mało w nich ognia. 130 konne maluchy mają Opel, Peugeot i Renault, VW ma 150-konne Polo. I to właściwie tyle, bo Audi A1, czy Mini to już inna półka cenowa.
Do warmhatchy dołącza Seat Ibiza FR
Dołącza, to tak z dużo powiedziane, bo FR w gamie Ibizy jest już od dawna. Co więcej, taki znaczek może mieć nawet auto z 95-konnym 1.0 TSI. Od końca sierpnia można składać zamówienia na 150-konną odmianę z silnikiem 1.5 i przekładnią DSG, za 86 500 zł.
Zastanawiałem się, dlaczego Seat zdecydował się na taki szalony krok i do 1.0 TSI w Ibizie nagle dokłada mocniejsze 1.5. Zaprojektowanie takiej wersji właśnie teraz nie mogło się opłacać. Z pomocą przyszli redakcyjni koledzy, którzy przypomnieli, że Ibiza tej generacji miała już taki silnik – Tymon objeżdżał takie auto dokładnie 2 lata temu.
Żeby nie było, że auto jest zupełnie identyczne, wówczas Tymon jeździł wersją z przekładnią manualną, teraz Seat sprzedaje je wyłącznie z przekładnią DSG. Wcześniej robiło setkę w 7,9 s, teraz w 8,2. Ibiza FR, którą jeździł Tymon, kosztowała 70 tys. zł, nowa kosztuje 86,5 tys. zł.
Bardzo chciałbym powiedzieć, że ekscytuję się tą nowością w cenniku, ale wygląda na to, że to taka trochę inaczej przyprawiona, ale odgrzewana paella. Świetna w smaku, bo Tymon bardzo Ibizę chwalił, ale odgrzana i to tylko trochę, by nie była za bardzo hot.