Gdy koledzy z redakcji zajęli się chwaleniem Pana na wieść o planach Mazdy dotyczących wprowadzenia do sprzedaży sześciocylindrowego silnika benzynowego, siadłem do głębszej analizy raportu dla inwestorów, w którym Mazda pochwaliła się tym pomysłem. I wpadłem tam na coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Potrzymam was jeszcze chwilę w niepewności.
Mazda nie jest w najlepszym momencie swojej historii
Ubiegły rok obrachunkowy, liczony po japońsku od marca do marca, skończyła ze stratą prawie 400 milionów dolarów. W tym roku koronawirus też nie pomaga, pierwszy kwartał liczony od kwietnia do czerwca był dla marki najgorszym kwartałem od 11 lat, a strata w sprzedaży dobiła do 31 proc.
Do tego w Europie Mazda musi się zmagać z walką o ograniczenie emisji CO2
Najpierw okazało się, że po prostu nie uda jej się spełnić wymogów dotyczących ilości dwutlenku węgla emitowanego przez sprzedawane samochody, co oznacza np. znaczną zmianę ceny modelu 2. Chyba nie muszę zaznaczać, w którą stronę. By ratować sytuację Mazda weszła w porozumienie z Toyotą i wyniki obu marek będą się sumowały, tak jak wyniki FCA, Hondy i Tesli.
Wspólne liczenie CO2 nie wystarczy – by ratować wynik finansowy, Mazda musi zrobić coś więcej
Jednym z elementów skomplikowanego planu jest intensyfikacja współpracy z innymi producentami, przede wszystkim ze wspomnianą Toyotą. We jej ramach Mazda zacznie sprzedawać w Stanach Zjednoczonych SUV-a z hybrydowym napędem Toyoty. Wiadomo nawet gdzie może on powstać – we wspólnej fabryce w Huntsvile w Alabamie. W Chinach Mazda chce sprzedawać więcej modeli z tym napędem, a w Europie… pójdzie śladem Suzuki, czyli zacznie przyczepiać swój logotyp na produkty japońskiego konkurenta.
Na 43. stronie wspomnianego raportu napisano wprost, że w ciągu najbliższych 2 lat w Europie Mazda zacznie sprzedawać pod swoim logo model oparty na hybrydowej Toyocie Yaris.
Jak łatwo się domyślić, oznacza to koniec modelu 2 w obecnej postaci
To nie pierwszy raz, gdy obie firmy kolaborują w tym temacie. Jak dotąd było odwrotnie – to Toyota sprzedawała Mazdę 2 jako Yarisa. Co prawda nie u nas, ale w Stanach. Teraz role się odwrócą. Trudno sobie wyobrazić, by Mazda zdecydowała się utrzymać swoją odmianę dwójki, a Yarisa wprowadziła wyłącznie jako hybrydową alternatywę. Szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że dziś nie-hybrydowa Mazda 2 w podstawowej wersji kosztuje tylko 4 tys. zł mniej niż hybrydowy Yaris. Sprzedawanie własnej wersji malucha z wolnossącym 1.5 o mocy 90 KM, emitującym w wersji z manualną przekładnią 122g CO2/km, a w odmianie z automatem nawet 130 g/km, trudno uzasadnić ekonomicznie. Szczególnie przy uwzględnieniu, że hybrydowy Yaris może się pochwalić wynikiem 87 g.
W sytuacji, gdy wyniki emisji CO2 obu firm wrzuca się do jednego worka, Toyocie opłaci się to podwójnie. Owszem, w raporcie napisano, że chodzi o model „bazujący na Toyocie Yaris”, ale spodziewamy się, że poziom bazowania będzie taki jak w przypadku Suzuki Across i Swace – trudno oczekiwać, by Maździe opłacało się inwestować ogromne pieniądze w budowę własnego modelu na platformie TNGA. A tak – Toyota sprzeda więcej Yarisów i nie będzie się martwić, że prawdziwa Mazda 2 będzie jej psuła wynik emisji CO2.
Ciekawe co na to klienci. Czy faktycznie ci przyzwyczajeni do eleganckiego stylu Mazdy będą w stanie przesiąść się do bardzo japońskiego Yarisa, czy jednak zaczną szukać bardziej tradycyjnej wizualnie alternatywy gdzieś indziej. Tak czy inaczej, wygląda na to, że Maździe bardziej opłaca się nie sprzedać dwójki w ogóle, niż sprzedawać ją w obecnej postaci.