Niedawno pisałem o tym, że rzucam wszystko i przenoszę się do Japonii. Wszystko przez to, że oprócz ramenu, który bardzo lubię, mają tam też teraz policyjnego Lexusa LC 500, którego również bardzo lubię.
Zdaję sobie jednak sprawę, że bardziej popularnym wyborem od gran turismo Lexusa byłoby jakieś Lamborghini – taki Huracan na przykład. No i tak się składa, że włoska policja od lat korzysta z takich aut (a wcześniej z modelu Gallardo), a niedawno 610-konny silnik V10 Huracana przydał się bardziej niż zwykle: do transportu nerki potrzebnej do operacji.
500 km pokonano w nieco ponad 2 godziny
Z niewiadomych powodów do transportu nerki nie skorzystano z transportu lotniczego – być może to kwestia długotrwałych formalności z tym związanych i tym podobnych problemów, być może było za drogo.
Faktem jest jednak, że narząd potrzebny do zabiegu umieszczono w lodówce i w odpowiednio przystosowanym do takich zadań bagażniku policyjnego Lamborghini, po czym wyruszono w liczącą ok. 500 km podróż z Rzymu do Padwy, osiągając przy tym średnią prędkość na poziomie 230 km/h.
Grazie alla nostra @Lamborghini Huracan abbiamo trasportato in tempo il rene di un donatore per il trapianto a una persona
“Per salvare una vita non servono superpoteri” anche solidarietà, tecnologia ed efficienza aiutano @CNTrapianti @MinisteroSalute #essercisempre#5novembre pic.twitter.com/teUxqbMgvW— Polizia di Stato (@poliziadistato) November 5, 2020
Siłą rzeczy przypomina się niedawny wyczyn niejakiego Freda Ashmore’a, który w czerwcu przejechał wypożyczonym Fordem Mustangiem przez całe Stany Zjednoczone w ciągu 26 godzin, osiągając tym samym średnią prędkość ok. 174 km/h. Fakt, że trudno porównywać obie sytuacje, ale do wyobraźni przemawia samo to, jak szybko da się jechać, jeśli tylko poruszamy się pojazdem uprzywilejowanym.
Nie wątpię, że chwilami niebieskie Lamborghini Huracan mogło się zbliżać do prędkości maksymalnej, wynoszącej w tym modelu (LP610-4) 325 km/h (Mustang Ashmore’a maksymalnie rozpędził się do 256 km/h). No, może odrobinę mniej ze względu na dodatkowe kilogramy związane z policyjnym wyposażeniem tych aut.
Niektórzy uważają istnienie supersamochodów za nonsens
Choć sam je uwielbiam, to jestem w stanie zrozumieć takie podejście. Drogie, dużo palą, nie ma się gdzie rozpędzić (jeśli nie jesteś policjantem lub nie jedziesz na tor wyścigowy). Na dodatek mieszczą w bagażniku mało arbuzów.
Ale wykorzystywanie Lamborghini w tego rodzaju służbie – podobnie zresztą jak innych aut sportowych – napawa mnie radością. Bo to wykorzystywanie inżynierskiego kunsztu i pojazdów, które budzą w wielu z nas dziecięcą fascynację do szczytnych celów. W tym konkretnym przypadku do najbardziej szczytnego ze wszystkich – do ratowania zdrowia, a być może i życia. Chylę czoła.