Ludzkość od dawna emocjonuje się biciem rekordów. Wysokości lotu, głębokości nurkowania, ilości zjedzonego bigosu czy prędkości – zawsze znajdzie się grupa osób, które z uwagą obserwują zmagania pojedynczego człowieka lub całej ekipy dziesiątek czy nawet setek osób. Zmagania, które mają na celu porozstawiać całą konkurencję po kątach.
Nie dziwi więc, że dokładnie z takimi samymi zmaganiami od zawsze mamy do czynienia w motoryzacji. Zasada jest prosta: albo samochód zapisze się złotymi zgłoskami w historii motoryzacji, albo zapamiętają go tylko nieliczni, mówiący „ej, a pamiętacie, było takie mało znane coś, co chciało pokonać McLarena/Bugatti/Koenigsegga”.
Amerykańskie SSC – twórca modelu Tuatara – już jeden rekord na koncie ma
Mowa o starszym modelu Ultimate Aero TT (to takie auto z reflektorami przednimi z Forda Focusa ST170), który w 2007 r. sięgnął po rekord, osiągając 412,22 km/h (średnia z dwóch przejazdów).
Jednak od dawna powyższy wynik nie wystarczył, by nadal stać na czele super-szybkiego peletonu, więc SSC podjęło próbę raz jeszcze – tym razem przy pomocy swojego nowego modelu Tuatara, napędzanego 5,9-litrowym silnikiem V8 o mocy 1774 KM. W pierwszej próbie auto osiągnęło 484,53 km/h, a w drugiej – aż 532,93 km/h, co dało średnią 508,73 km/h i tym samym powrót w chwale na szczyt.
No właśnie – powrót w chwale czy… wcale?
Pytanie nie jest bezzasadne, bo nad całą sprawą zaczął unosić się coraz poważniejszy smród. Kolejne osoby twierdzą, że film opublikowany przez SSC North America wcale nie potwierdza, że Tuatara pobiła rekord. Co gorsza (dla SSC), nie chodzi o internetowych speców od wszystkiego, opierających swoją wiedzę na filmikach z jutuba, ale o ludzi, którzy na motoryzacji zjedli zęby i nierzadko zajmują się nią zawodowo. Zerknijcie choćby na dwa poniższe filmy.
… i dla pełnego obrazu, jeszcze film, który został po próbie pobicia rekordu opublikowany przez producenta auta:
W skrócie: wszystko jest nie tak. Dźwięk nie zgrywa się z obrazem, punkty charakterystyczne wzdłuż trasy mijane są zbyt wolno, coś się nie zgadza także z suchymi wyliczeniami… Shelby SuperCars opublikowało już swoje oświadczenie, w którym winę zrzuca m.in. na błędy edycji w trakcie składania filmu i brak dodatkowego sprawdzenia przed jego publikacją, czy wszystko jest OK.
SSC broni się także stwierdzeniem, że w celu uniknięcia podejrzeń o próby manipulacji, wykorzystało precyzyjny sprzęt pomiarowy marki Dewetron. Jest tylko drobny problem: Dewetron od wszystkiego się odcina twierdząc, że ich sprzęt nie był kalibrowany w miejscu przeprowadzania próby i oni za te wyniki nie odpowiadają, tym bardziej że na miejscu nie było żadnego przedstawiciela tej firmy. Co prawda akurat to mnie nieco zdziwiło, bo zawsze myślałem, że satelitom i urządzeniom GPS jest obojętne, gdzie porusza się samochód, ale najwidoczniej się myliłem. W każdym razie cała sytuacja nie wygląda zbyt różowo dla SSC North America.
Sam nie wiem, co o tym wszystkim sądzić
W życiu bym się nie spodziewał, że przy próbie pobicia rekordu prędkości, gdy pół świata patrzy na ręce, komuś będzie się chciało kombinować lub ewentualnie zrobić coś na odwal się. Nadal jest we mnie iskierka nadziei, że jednak SSC w jakiś sposób dowiedzie swoich racji i Tuatara jednak okaże się zasłużenie dzierżyć rekord prędkości. Choćby z tego prozaicznego powodu, że samochód ma niemal 1800 KM i nie ma aż tak mocnego docisku aerodynamicznego jak zaprezentowane wczoraj Bugatti Bolide, więc – przynajmniej w teorii – te 500 km/h powinno być na wyciągnięcie ręki.
Tyle tylko, że czas działa na niekorzyść Amerykanów, tym bardziej, że ich oświadczenie nie jest zbyt zadowalające. Czekamy na wrzucenie do sieci poprawionego filmu z przejazdu i wtedy cała zabawa w obliczanie i sprawdzanie wszystkiego zacznie się od nowa.