1000 km na jednym ładowaniu – da się, ale jakim kosztem?

0
360

Range anxiety, czyli obawa, że braknie energii na dotarcie do celu, to jedna z najważniejszych przyczyn, które utrudniają popularyzację samochodów elektrycznych. Niby według badań mało kto robi dziennie trasy powyżej kilkudziesięciu kilometrów. Jednak świadomość, że ten czy inny samochód elektryczny może przejechać na jednym ładowaniu zaledwie 200, czy 230 km wprawia potencjalnych nabywców w dyskomfort i zniechęca do wydania na nie pieniędzy.

1000 km na jednym ładowaniu – da się, ale jakim kosztem?

Hyundai Kona przejeżdża trochę więcej

Elektryczny crossover Hyundaia w wersji z akumulatorami o pojemności 64 kWh, według normy WLTP potrafi pokonać na jednym ładowaniu do 484 km. Niemiecki oddział marki postanowił udowodnić, że da się znacznie więcej.

Technicy Hyundaia wyliczyli, że podczas jazdy z miejskimi prędkościami, auto powinno przejechać między 984 a 1066 km. Wzięli trzy seryjne Kony, przywieźli je na tor w Lausitz, naładowali do pełna, wsadzili w nie kierowców i kazali im jeździć. Kierowcami byli pracownicy działu sprzedaży samochodów używanych i działu marketingu niemieckiego oddziału Hyundaia oraz dziennikarze AutoBilda. W nagrodę, czy raczej za karę – tego nie wyjaśniono.

Wynik? 1018, 1024 i 1026 km

1000 km na jednym ładowaniu – da się, ale jakim kosztem?

Trzeba przyznać – imponujący. A testujących można by od razu beatyfikować, bo to muszą być święci ludzie, że to wytrzymali. Auta pokonały ten dystans ze średnią prędkością między 29 a 31 km, zużywając przy tym średnio po 6,28, 6,25 i 6,24 kWh/100 km, czyli znacznie poniżej WLTP-owskiego 14,7 kWh/100 km. Potrzebowały na to po ok. 34 godziny. By zwiększyć szanse na zwycięstwo, nikt nie odważył się używać klimatyzacji, a warto dodać, że test przeprowadzono przy temperaturze zewnętrznej sięgającej 29 stopni. Nikt też nie włączał sprzętu multimedialnego, by nie zwiększać obciążenia akumulatorów.

1000 km na jednym ładowaniu – da się, ale jakim kosztem?

Samochody zaczęły się domagać ładowania dopiero gdy poziom energii spadł do 8 proc.

Wówczas komputer pokładowy zaczął delikatnie sugerować, że już czas poszukać gniazdka. 5 punktów procentowych później auto przeszło w tryb awaryjny i znacznie ograniczyło możliwość korzystania z mocy układu napędowego. Od tego momentu samochody pokonały jeszcze po 20 km i zatrzymały się krótko po tym, jak poziom naładowania akumulatorów na wyświetlaczu pokazał 0. I to był koniec testu.

1000 km na jednym ładowaniu – da się, ale jakim kosztem?

Swoją drogą ciekawe, czy ten test był bezpieczny dla akumulatorów

W instrukcji obsługi elektrycznej Kony siedmiokrotnie pojawia się informacja, by w przypadku niskiego poziomu naładowania natychmiast podłączać się do źródła prądu. I nie dopuszczać do rozładowania do 0, bo na dłuższą metę może to doprowadzić do uszkodzenia alkumulatorów.

1000 km na jednym ładowaniu – da się, ale jakim kosztem?

Czy Hyundai Kona przejedzie na jednym ładowaniu 1000 km?

Test pokazuje, że to możliwe. Ale pewnie bolesne dla kierowcy i potencjalnie szkodliwe dla samochodu. Ja wszystko rozumiem, ważny test, szczytny cel popularyzacji samochodów elektrycznych i w ogóle, ale wyobrażacie sobie spędzić 34 godziny bez radia i klimatyzacji krążąc w kółko po torze? Przypuszczam, że wysiadając miałbym dosyć Hyundaia na resztę życia.